Jan Bogumił Antonik

Początkujący pisarz, poeta i dziennikarz. Redaktor w prostozautu.pl
Pisze pod pseudonimem

02/09/2023

50 lat temu, 2 września 1973 roku zmarł J. R. R. Tolkien, brytyjski pisarz, filolog i znawca literatury staroangielskiej. Pionier literatury fantasy. Dla mnie osobiście niedścigniony wzór kreowania świata przedstawionego i opowiadania wielkich historii.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.

Foto:
Unknown photo studio commissioned by Tolkien's students 1925/6 (private communication from Catherine McIlwaine, Tolkien Archivist, Bodleian Library), Public domain, via Wikimedia Commons

23/08/2023

Mogłoby być dużo lepiej, ale też nie ma chyba powodu do płaczu

Co myślicie?

18/08/2023

Powrót Krainy Baśni, Rozdział 5., odcinek 19., Jan Bogumił Antonik

Dla tych, którzy jeszcze nie przeczytali na Wattpadzie.

Szary niepozorny samochód osobowy wtoczył się na żwirowy podjazd przed niezwykle długim parterowym domem. Białe kamienne ściany budowli odcinały się na tle zieleni pobliskiego sadu. Słońce świeciło pogodnie a pszczoły brzęczały w powietrzu. Z daleka dobiegały przytłumione dźwięki uderzeń metalu o metal. Jedynie srogie miny mężczyzn, którzy wysiedli z pojazdu, mąciły sielankowy nastrój letniego popołudnia.
‐ Czeka nas ciężka rozmowa - mruknął wąsacz w zielonej czapce z daszkiem. Biały podkoszulek zwisał na nim jak na strachu na wróble. Wygięte usta starego sceptyka zwolna sączyły słowa, podczas gdy ich właściciel wyjmował z bagażnika czarną opasłą torbę.
- Niewątpliwie, jednak ktoś musi ją odbyć. Taki jeniec to diament - odparł na to jego towarzysz, ubrany dla odmiany niezwykle elegancko. Czarny garnitur z trudem opinał pulchne ciało mężczyzny. Spod niego wystawał biały kołnierzyk koszuli. Co ciekawe choć jechali razem samochodem, to temat czekającego ich zadania poruszyli dopiero teraz na miejscu.
- Diament? Cóż to mówisz Jernochu? Chyba głęboko ukryty pod skałami
- Może i tak, ale nadal diament. Ktoś musi go wydobyć na światło dzienne i oszlifować
Drzwi otworzył im morskowłosy elf w czarnym wamsie i bordowej pelerynie. U pasa przypięty miał przepiękny miecz jednoręczny o pozłacanej rękojeści. Przywitał się z nimi krótkim skinieniem dłoni i poprowadził ich korytarzem na prawo. Minęli drzwi prowadzące do wielkiej sali ćwiczebnej. Przez duże szklane okna widzieli wojowników próbujących swych sił w szermierce. Szable, miecze i rapiery wirowały w powietrzu niczym wachlarze raz po raz zderzając się ze sobą z wyciszonym przez ściany brzęknięciem.
"Dobrze, niech trenują. Ich umiejętności już wkrótce będą nam bardzo potrzebne" - pomyślał Jernoch rzucając przelotne spojrzenie, na rudooką dziewczynę blokującą ostrzem swej broni padające jeden za drugim ciosy nieznanego mu młodzieńca.
- Zapraszam tędy - ich przewodnik otworzył kluczem ciężkie dębowe drzwi, za którymi kryły się wąskie kręte prowadzące w dół schody - Trzymamy go w Lochu Vajera. Leży tam przywiązany do łoża...
- Związaliście rannego? Czy to nie zbytnia przesada? - przerwał mu mędrzec-urzędnik nieprzywykły do tego typu metod.
- Nie było rady. Zrobiliśmy to dla własnego dobra. Nie chcieliśmy, by zrobił sobie krzywdę. Gdy jeden z moich ludzi przyszedł zmienić mu okłady, więzień wyrwał mu zza pasa sztylet i próbował przebić sobie piersi. Istny wariat...
- Któż to był taki głupi, by pochylać się nad jeńcem z bronią przy pasie? - po raz pierwszy od wejścia do budynku głos zabrał towarzysz Jernocha. W jego głosie było słychać gniewną nutę - mam nadzieję, że odebrał należną karę
- Panie, mój syn ma zaledwie czterdzieści wiosen i nie obeznał się jeszcze za dobrze w sprawach naszej wojny. Jemu w głowie kwiaty i poezja. A do tego jeniec leżał na pryczy z połamanymi żebrami. Jak mógł przewidzieć, że podejmie działanie?
- Powinien. Wstydziłbym się takiego syna - odburknął wąsacz poprawiając swoją zieloną czapkę. Elf skrzywił się na tą uwagę, lecz nic nie odpowiedział. Schodzili w dół przy świetle zatkniętych w ściany pochodni. Minęli dwa poziomy pustych obecnie cel i zatrzymali się dopiero na trzecim piętrze podziemnej konstrukcji. Jernoch zagwizdał z podziwem. Nie spodziewał się takich cudów rodem ze średniowiecza pod wyglądającym całkiem współcześnie budynkiem.
Skręcili w zatęchły niski korytarz. Na jego końcu znajdowały się żelazne drzwi z zakratowanym okienkiem. Przy nich siedziało dwoje młodych elfów opartych o ściany, z szablami na kolanach. Jednak większe baczenie niż na korytarz i więźnia za drzwiami, mieli na oparty o leżący na klepisku kamień tablet.
Gdy dosłyszeli głos nadchodzących gości, z niepokojem podnieśli wzrok, po czym pośpiesznie wstali upuszczając przy tym swe szable, które z brzękiem opadły na klepisko. Widząc to wszystko ponury wąsacz zaklął szpetnie na cały głos, po czym huknął na przerażonych młodzieńców:
- Młode elfiątka. Zielone jak liście na wierzbie. Cholera jasna. Nie macie kompletnie pojęcia o świecie! Co wy sobie myślicie. Że nikt tu nie zajrzy? To lochy czy sala kinowa? Powiedźcie co byście zrobili, jeśli wróg zakradłby się tutaj po naszego jeńca. Zabiliby was, nim byście się zorientowali. Cholerne elfiki. Ja wam dam seriale - to mówiąc nadepnął na ekran tabletu i swym ciężkim buciorem zmiażdżył jego szybkę. Potem zwrócił się do elfa, który ich tu przyprowadził - To twoi synowie? - mężczyzna przytaknął skinieniem głowy - Zabierz stąd tych gamoniów. Poślij ich na tydzień do najcięższych prac polowych a później do oddziału Edwarda Ślepego. Stary Anulandczyk nauczy ich co to prawdziwa służba w konspiracji. W zamian podeśle ci jeszcze dziś dwóch zahartowanych w życiu ludzi. Już ja się o to postaram - potem zwrócił się ponownie do rozdygotanych młodych elfów, które w tym momencie najprawdopodobniej pragnęły wrócić z powrotem, gdyby to było tylko możliwe, do pąków kwiatów, z których wyszły - Nie gapcie się tak na mnie swymi wielkimi czarnymi oczyma, tylko niech, któryś z was otworzy te drzwi! - wrzasnął po raz ostatni, po czym ponownie przybrał swój sceptyczny wyraz twarzy i w milczeniu wkroczył do sali. Za nim wszedł tam również ojciec niefortunnych strażników i Jernoch ze zdegustowaną miną. Z jednej strony nie podobał mu się sposób pilnowania ich jeńca, z drugie jednak uważał, iż jego tworzysz obszedł się z młodymi elfami stanowczo zbyt surowo. "Odkupię im ten tablet" - postanowił. Wolał jednak się nie odzywać. Biały Wernisz słynął ze swego surowego usposobienia niemal tak bardzo jak Edward Ślepy.
Kiedy wkroczyli do celi pierwszym, co rzuciło się w oczy była metalowa zdezelowana prycza zasłana znalezionymi na poczekaniu kocami oraz przykuty do niej więzień. Na ich widok próbował się podnieść, jednak krępujący go rzemień skutecznie mu to uniemożliwił. Ze zbolałej klatki piersiowej wydobył się stłumiony jęk.
Wernisz obrzucił go badawczym wzrokiem, po czym przystanął na środku lochu i postawił na klepisku swą czarną opasłą torbę.
‐ Rozwiążcie jeńca i przykujcie do słupa - pokrzyknął na elfów wskazując na gruby mosiężny walec umieszczony w rogu celi. Musiał on pamiętać zamierzchłe czasy, gdyż jego powierzchnia była ruda od rdzy. Jednak umocowane do niego kajdany nie zdradzały żadnej słabości.
Strażnicy nauczeni doświadczeniem zostawili broń pod ścianą, po czym ruszyli w kierunku jeńca. Jeden z nich rozsupłał mu węzły, po czym chwycili go za ręce i zwlekli z pryczy.
Mężczyzna próbował stawiać opór, ale pokiereszowane ciało nie miało szans w starciu z silnym chwytem dwóch młodych elfów. Przeprowadzili go oni przez celę i przykuli do słupa.
Gdy już to zrobili, Wernisz dał znać elfów, by się odsunęli, po czym mruknął sam do siebie pod nosem:
‐ Zaczynamy.
Podszedł do więźnia i spojrzał mu głęboko w oczy. Napotkał w nich głębokie zacięcie, tak silne, że musiał aż cofnąć wzrok, niczym kilof co odbija się od zbyt twardej skały.
Zmieszał się trochę, ale zaraz odzyskał pewność siebie i przystąpił do ataku.
‐ Kim jesteś? - zapytał starając się nie spuszczać wzroku. "Cóż to u licha za człowiek, że ma silniejszy wzrok, ot takiego starego wygi jak ja? Powiedziałbym, że czarodziej, ale na polu walki skompromitował się doszczętnie".
Twarz przesłuchiwanego pozostała bez zmian.
‐ Nic nie mówisz? Życie ci nie miłe?
Wernisz cofnął się i wyrwał jednemu z elfów szablę. Nim nieopierzony strażnik się zorientował, broń, którą dopiero co podniósł z ziemi, tkwiła już przy szyi więźnia.
Wernisz wytężył całą swoją siłę woli i hardo patrzył jeńcowi w oczy. Miał wrażenie, że przez chwilę mignął w nich strach, jednak niemal od razu zastąpiła go obojętność z nutką nawet chciwego wyczekiwania.
"Po co ją się pytam" - pomyślał ze złością Wernisz - "Przecież on sam próbował się zabić". Nie dał jednak poznać po sobie zawodu i zadał kolejne pytanie:
‐ A może powiesz, co chcieliście od tej pary niewinnych studentów?
Dziwna rzecz, gdyż zdawało się, że więzień miał w pierwszej chwili udzielić dość gwałtownej odpowiedzi. Jednak zmrużył jedynie gniewnie oczy i zacisnął zęby.
‐ Po co wam oni? Chciałeś ich porwać dla czarnoksiężnika? W jakim celu?
Jeszcze większy gniew na twarzy jeńca, ale nadal milczenie.
‐ Andrzej i Ola. Do czego potrzebuje ich czarnoksiężnik?
Coś mokrego wylądowało na brzuchu Wernisza. Z obrzydzeniem otarł on z podkoszulka ślinę i wziąwszy zamach, zdzielił więźnia płazem szabli po klatce piersiowej.
W oczach jeńca zatańczyły łzy i z jękiem wypuścił powietrze, ale nic nie powiedział.
‐ Panie, tak nie można. On ma połamane żebra! - krzyknął najstarszy z elfów. Mężczyzna zgromił go jednak wzrokiem i zapytał tłumiąc gniew w głosie:
‐ I co z tego?
Następnie podszedł do młodego strażnika trzęsącego się pod ścianą i podał mu szablę.
‐ Masz trzymaj
Mruknął coś jeszcze pod nosem i ruszył w stronę wyjścia z celi. Dał znak Jernochowi oraz odźwiernemu, by ruszyli za nim. Dwóch młodzieńców pozostało na straży przykutego do słupa jeńca.
- Mówiłem Ci, że to głęboko ukryty diament - mruknął ponuro Wernisz, gdy wyszli już na korytarz - Ale spokojnie jakoś go wydostaniemy na powierzchnię
- Jaki masz plan? - spytał zaciekawiony Jernoch. On nie znał się ani trochę na sztuce przesłuchań. Był tu jedynie jako mózg narodu. Człowiek odpowiedzialny za wiedzę tudzież układanie planów. Brudną robotę zostawiał innym.
- Problem w tym, iż niczego się nie boi. Jest gotów umrzeć za sprawę, a wręcz wyczekuje śmierci, gdyż wie, że zawiódł mocodawców a oni go zabiją. Nie ma więc, gdzie wrócić, a do nas nie przystanie, gdyż wierzy w słuszność swoich działań. Zdaje mu się, że stracił wszystko oprócz tajemnicy, której chce dochować. Na szczęście jest jeszcze jedna rzecz, a właściwie osoba, na której powinno mu zależeć. I tak się składa, że my mamy tą osobę w garści - to mówiąc Wernisz zwrócił się do podążających za nim odźwiernego - Elfie! Zaprowadź nas do córki tego jeńca.
Mężczyzna skinął głową i powiódł ich do najwyższego poziomu lochów. Tam za stalową kratą, w jednej z cel umeblowanej prawie jak zwykły pokoik, siedziała nastoletnia dziewczyna w białej sukience. Mogła mieć najwyżej siedemnaście lat. Miała niezwykle bladą, niemalże śnieżną cerę i piękne czarne włosy związane w długi warkocz, którym bawiła się właśnie siedząc na pryczy. Wernisz pokrzyknął na strażnika, był nim oczywiście kolejny z synów odźwiernego, i kazał mu otworzyć więzienie. Następnie polecił wyprowadzić dziewczynę na zewnątrz.
Delikatne choć silne dłonie elfów pochwyciły więźniarkę za cienkie ramiona i poprowadzili ją w stronę schodów. Dziewczyna nie próbowała stawiać oporu i posłusznie podążyła, gdzie ją wiedziono.
Widząc przerażone spojrzenie Jernocha Wernisz machnął uspokajająco ręką i nachylił się mu do ucha.
- Spokojnie urzędniku. Nie zamierzam jej zabić. Chodzi nam jedynie o to, aby jej ojciec uwierzył, iż jesteśmy do tego zdolni. Po prostu zrób hardą minę i siedź cicho. Ja zajmę się resztą
- A co, jeśli nadal nic z niego nie wyciśniesz?
- Cóż, wtedy przestanę być taki delikatny i wrócę do starych metod. Płomieniom mało kto się oparł - uśmiechnął się złowieszczo i ruszył w ślad za elfami.
Jernoch również powlókł się w tamtą stronę. "Boże, co raz mniej mi się to podoba" - mruknął do siebie na tyle cicho, aby nikt go nie usłyszał.
- Ojcze! - krzyknęła dziewczyna na widok jeńca przykutego do słupa. Rzuciła się do przodu, lecz silne dłonie elfów przytrzymały ją na miejscu.
- Orella - wysapał mężczyzna a jego oczy straciły na chwilę hardy wyraz. Można by nawet przypuszczać, iż gdzieś w ich kącie zakręciła się łza. Jernoch popatrzył na niego ze zdziwieniem. "No proszę, wreszcie się odezwał" - Po co ją tu przyprowadziliście?! - oczy jeńca znów stały się nieprzejednane na kształt dwóch szarych głazów.
- Wydawało mi się, że takie spotkanie rodzinne może ci dobrze posłużyć na język. Jak widać się nie myliłem - Wernisz wydął drwiąco usta, tak, że prawie utworzyły z podbródkiem pierścień.
- Ojcze, porwali mnie dziś rano, gdy wychodziłam na spacer. Czekali na mnie pod drzwiami domu z ciężarówką.
- Po co to zrobiliście? Ona skończyła dopiero drugą klasę liceum. Nic nie wie o naszych sprawach...
- Naszych sprawach... Coraz lepiej. Widzę, że miałem dobre przeczucie, gdy poprosiłem moich przyjaciół, by zabrali twoją córeczkę na wieś na wczasy. No dobra dość już tej farsy. Odpowiadaj na pytania, które ci zadamy. W przeciwnym wypadku twojej Orelli, może się przytrafić nieszczęśliwy wypadek - Wernisz wyjął ze swej torby ćwierćmetrowy nóż o wygiętym ostrzu i z wielką ostrożnością sprawdził palcem jego ostrość. Zadowolony z wyniku próby zaczął się przechadzać w te i we wte pomiędzy ojcem a córką. Jernoch poczuł jak jedzenie, po raz drugi w ciągu niespełna godziny, cofa mu się do gardła.
Wernisz w pewnym momencie zatrzymał się nagle, obrócił gwałtownie w kierunku przykutego do słupa jeńca i szybkim ruchem kukria rozciął po przekątnej ubranie mężczyzny, zostawiając na jego piersi długie wąskie wgłębienie, który wypełniło się krwią.
- Ostre narzędzie. Nieprawdaż? Kupiłem je od pewnego Gurkha z Nepalu - Wernisz uśmiechnął się szyderczo i zamaszystym krokiem ruszył w kierunku trzymanej przez elfów dziewczyny.
- Nieee! - krzyk więźnia przebiegł przez salę lotem błyskawicy, budząc na twarzy przesłuchującego nikły uśmiech - Nie rób jej krzywdy. Cóż ona wam zawiniła? - wydzierał się jeniec wysilając nadwyrężone mięśnie, jakby wierzył, że zdoła zerwać się ze słupa. Musiał jednak się poddać, gdy spazm bólu przeszył jego klatkę. Wernisz z przyjemnością patrzył na zmiany zachodzące w tym apatycznym dotychczas mężczyźnie.
- Ona? Nic. Jednak ty bardzo nadwyrężasz mój cenny czas. Mógłbym w tym momencie zarabiać naprawiając rury w jakimś zalanym ściekami mieszkaniu. Mógłbym właśnie jeść obiad lub ćwiczyć bieganie. Jednak zamiast tego muszę użerać się z taki milczkiem jak ty.
- To mnie zabij
- Ojcze, nie! - dziewczyna znów szarpnęła się w stronę jeńca. Tym razem omal nie wyrwała się strażnikom.
- Byłaby to niepowetowana strata. Nie tylko dla twej córki, ale i dla nas - Wernisz zdawał się z premedytacją szyderczo sączyć słowa, tak by każdym z nich smagać jeńców jak batem.
Pozwolił, aby chwila milczenia się wydłużyła. W końcu zapytał:
- Kim jesteś?
Więzień zacisnął zęby i znów jego twarz przybrała maskę obojętności. Jednak jego córka rozpaczliwie wychlipała:
- Mój ojciec ma na imię Dvierhal.
- Dobra dziewczynka - zaśmiał się Wernisz, po czym ponownie zwrócił się do jeńca, tym razem po imieniu - Dvierhalu, może weźmiesz przykład ze swojej pociechy, która jest widać lepiej wychowana od ciebie, i zaczniesz wreszcie odpowiadać na moje pytania?
- Nie - padła harda odpowiedź
Wernisz gwałtownie podszedł do nastolatki i szarpnął ją do tyłu za włosy. Przystawił chłodną stal nepalskiego sztyletu do szyi Orelli i zapytał:
- A teraz?
- Chcesz mnie zastraszyć bandyto?
Jernoch dawno już spuścił oczy. Wiedział, że to tylko przedstawienie, lecz mimo to czuł bolesne ukłucia sumienia i mdły smak w ustach. Nie był w stanie patrzeć jak Wernisz dręczy dziewczynę młodszą jeszcze od Andrzeja i Oli. Próbował sobie wmówić, że słuszny cel usprawiedliwia tego typu fortele. Elfowie patrzyli dzielnie, choć ich miny dobitnie świadczyły o degustacji całą sytuacją, tym większej, iż nie wiedzieli, czy Wernisz nie zamierza spełnić swej groźby.
- Ja chcę tylko poznać odpowiedzi - roześmiał się Wernisz zbliżając jeszcze bardziej nóż do szyi dziewczyny tak, że ostrze dotknęło jej skóry.
- Wybacz mi czarnoksiężniku, nie miałem wyboru - westchnął sam do siebie Dvierhal spuszczając ze wstydem głowę - Pytaj - jęknął głucho
‐ Dobrze. Kim jesteś i w jaki sposób czarnoksiężnik cię zwerbował.
‐ Jestem... jestem Dvierhal. Tu na ziemi legitymuję się jak Dverhal Lewis. Pochodzę z Żabna...
‐ A więc jesteś Morfologijczykiem jak ja
‐ Morfologia umarła już przed wiekami. Teraz w Żabnie panuje lord Stefan von Zicke lennik czarnoksiężnika północy. Ja byłem biednym wojem. Gdy przytrafiła się okazja zostać oficerem i jednocześnie przysłużyć sprawie, nie zastanawiałem się długo.
- Jakiej sprawie?
- Obrony naszego świata przed takimi jak wy
Na ustach Wernisza zatańczył przelotny uśmiech. Rozbawiła go wrogość tego szaleńca.
‐ W jaki sposób trafiłeś na Ziemię? Przecież przejście pozostaje zawarte
‐ Wielkie przejście zawarto, ale nie jest to przeszkodą dla kogoś takiego jak nasi czarodzieje ‐ Dvierhal zdawał się na chwilę odzyskać dobry humor. Niemal nie roześmiał się z pogardą w twarz Wernisza. Szybko jednak spoważniał, gdy ten ponownie przyłożył nóż do szyi jego córki.
‐ Widzę, że humor ci się poprawił. Zamiast robić głupie uśmieszki opowiedz mi lepiej jak to robią - padło kolejne pytanie
‐ Chcesz nauczyć się magii?
‐ Chcę byś odpowiadał na moje pytania.
‐ Warzą mikstury, szepczą zaklęcia i otwierają ukryte przejścia w starych ruinach. Więcej nie wiem. Byłem tylko prostym wojownikiem, teraz jestem oficerem służb, ale magii nikt mnie nie uczył.
‐ Gdzie wyszliście na Ziemi?
Chwila milczenia.
"Czarnoksiężnicy wybaczcie"
‐ Na wyspie na Zalewie. Tam czekał na nas człowiek z łodzią.
Później nastąpiła cała seria pytań o szkolenie, jakie przeszedł, nim został oficerem. Próbował stawiać opór, ale gdy tylko Wernisz zbliżał sztylet do szyi jego córki, natychmiast się załamywał. Sypał wszystko. Szczegóły edukacji szpiegowskiej, lokalizacje, ludzi, którzy go szkolili. Wszystko. Jernoch słuchał tego z zainteresowaniem. Powoli opuszczały go mdłości. Przesłuchanie nagrywało się na dyktafon, ale urzędnik sporządzał również swoje notatki.
- No dobrze. Szczególnie interesuje mnie postać tego twojego czarnoksiężnika. Przybył on na Ziemię razem z tobą? Kto zajął jego miejsce w Morfologii. Gdzie mag przebywa obecnie?
- Cavalaggo, tak ma na imię czarodziej, któremu teraz służę. Zaś Żabnem i ziemiami na północ od niego wciąż rządzi ten mag, który mnie tu przysłał. Ma na imię Terchenno, ale cóż to może dla was znaczyć?
- Przez to niech ci już włosy nie siwieją. Masz chyba dość własnych zmartwień. Odpowiadaj tylko na pytania, tak będzie dla ciebie najlepiej. Mów przeto, jak wygląda i gdzie mieszka ten twój cały Cavalaggo.
- Gdzie mieszka, tego nie powiem..., bo nie wiem. Zawsze wyznaczał mi miejsce spotkania za pośrednictwem trolli lub ludzi i przyjeżdżał tam samochodem kierowanym przez szofera - Dvierhal nie zamierzał najwidoczniej niczego zatajać, gdyż z licznymi szczegółami opisał srebrne mitsubishi swego mocodawcy, nie omieszkając wspomnieć nawet o numerach rejestracyjnych. Jernoch z zadowoleniem odnotował, że jest to samochód, już obserwowany przez morfologijskich wywiadowców. Sprawy układały się pomyślnie - Co się zaś tyczy wyglądu, - jeńcowi coraz bardziej rozwiązywał się język, w czym niemały udział musiały mieć notoryczne manewry Wernisza z nożem w pobliżu trzymanej przez strażników Orelli - to Cavalaggo wygląda niezwykle młodo. Powiedziałbym, że ma dwadzieścia, góra dwadzieścia parę lat. Pewnie to zasługa magii. O ile jednak wygląda młodo, to głos jego całkiem nie pasuje do tego wizerunku. Mówi, zachrypły. Głosem starca lub wieloletniego palacza. Do tego z obcym akcentem. Nie żebym ja od urodzenia posługiwał się polską mową, ale nam ludziom przybyłym z dawnej Morfologii wymowa tutejszego języka nie sprawia aż takiego problemu.
- No dobrze, ale co z jego wyglądem?
Jest dość niski. Nosi czarne, krótko przycięte włosy i ma równie ciemne oczy. Lubi chodzić w drogich garniturach, brązowych lub czarnych ze złotymi guzikami.
Jernoch notował z uwagą. Wyglądało na to, że posiadany przez nich dotychczas rysopis czarodzieja można było wyrzucić do kosza. "Zmienia wygląd jak kameleon. Szczwany lis z niego. I weź śledź takiego..."
- Wiesz może coś jeszcze na jego temat?
- Nie... - więzień się zawahał - jakby się głębiej zastanowić, to tak. Niedawno przybył do niego jakiś agent z Azji. Nie wiem nic pewnego, ale mówi się, że od razu został prawą ręką szefa i że ma dryg do czarnej roboty... - tu jeniec mocno się zmieszał - dopadnie każdego, kogo czarodziej każe mu zabić. Nie ma litości dla dezerterów.
Wernisz z lubością obserwował strach malujący się na twarzy przesłuchiwanego.
- A co powiesz agencie o swojej ostatniej misji? Czemu chciałeś porwać tą dwójkę studentów?
- Dostałem rozkaz chronić ich przed wami - w spojrzeniu, którym Dvierhal spode łba obrzucił Morfologijczyków, rysowała się wyraźna pogarda. Pogarda i złość.
- Chronić próbując ich porwać, zastraszyć mieczami, łukami? Chronić nasyłając na nich trolle? Od kiedy ochrona równa się mordowaniu rodziny chronionej osoby? - Jernoch po raz pierwszy od powrotu do komnaty zabrał głos. Nie zamierzał kryć swego wzburzenia. "Ten bandyta śmie łgać w żywe oczy!"
- Nikogo nie zamordowaliśmy. Ba! Moje trolle nie miały nawet takiego zamiaru. Chodziło nam jedynie o nastraszenie rodziców chłopaka. Studentów zaś musieliśmy wziąć siłą. Sami by z nami nie poszli.
"Wzburzony więcej gada. Całkiem sprytne Jernoch" - Wernisz w milczeniu przysłuchiwał się dyskusji, jaka wywiązała się między urzędnikiem a jeńcem.
- Może dlatego, że nie chcieli? - atakował Jernoch
- Oczywiście, że mogli nie chcieć. Dziwisz się im po tym, jakie wy zostawiliście na nich wrażenie? Naturalne, że uprzedziliście ich do krainy baśni. Bandyci i popaprańcy. Mieszacie żółtodziobom w głowach waszymi przepowiedniami i chcecie ich użyć w rytuale, który otworzy bramę
Na to oskarżenie twarz Jernocha przybrała barwę ognia.
- My chcemy użyć Andrzeja i Oli do rytuałów? To wy paracie się ciemnymi rytuałami! My potrzebujemy ich tylko by poprowadzili nas z powrotem do naszej ojczyzny...
"Zaczynam się zastanawiać, kto tu kogo podpuszcza...". Wernisz doszedł do wniosku, iż dyskusja zbiega w niebezpieczną stronę i postanowił interweniować.
- Już dobrze, dobrze. Jernoch, Ty rób notatki. Rozmowę zostaw mi.
- Ale...
- Tak będzie lepiej - warknął wydymając usta i zmiażdżył swego towarzysza wzrokiem. Potem obrócił się w stronę jeńca - Ty zaś przestań mi kręcić o ochronie i powiedz po co wam byli studenci?
W spojrzeniu Dvierhala zatańczyły złowrogie iskry. Po chwili zgasły ustępując miejsca rezygnacji, której maska z każdym pytaniem coraz częściej gościła na jego obliczu.
- Czarnoksiężnik chciał ich mieć przy sobie, aby byli bezpieczni...
- To już wiemy. Co jeszcze masz nam do powiedzenia.
- Nic więcej nie wiem - twarz Dvierhala pozostała nieprzenikniona
- Znowu się stawiasz? - Wernisz był już znudzony tymi chwilowymi przypływami bohaterstwa u żołdaka.
- Naprawdę...
Szybki cios lewą dłonią kosztował Dvierhala dwa przednie zęby. Jeniec wypluł je razem z krwią i milczeniem. Rzucił swemu oprawcy pogardliwe spojrzenie, ale nie zamierzał już wydać z siebie dźwięku. "Bestio, co mam rzec, skoro nic nie wiem?" - zdawały się wołać jego oczy.
- Po co to wszystko? Oszczędź nam czasu i zdrowia.
Nadal milczenie.
Wernisz ruszył w kierunku Orelli.
- Zostaw ją. Naprawdę nic nie wiem - wycharczał jeniec
- Może musisz się lepiej zastanowić?
- Naprawdę...
Nóż dotknął gardła nastolatki.
- Bandyto, zostaw ją - usiłował krzyczeć Dvierhal, plując przy tym krwią.
Wernisz docisnął mocniej nóż. Czerwona kropla potoczyła się po śnieżnej szyi dziewczyny. Jernoch chciał krzyknąć, sprzeciwić się, był w końcu członkiem rządu. Jednak nie wytrzymał. Słowa utknęły mu w gardle. Zwymiotował. Czuł jak zmielone resztki jedzenia spływają mu po brodzie. Gdzieś jakby z oddali dosłyszał wołanie:
- Naprawdę to wszystko! Nic więcej nie wiem!
"Boże..." - pomyślał - "Czy tak ma wyglądać walka o słuszną sprawę? Czy naprawdę cel uświęca wszystkie środki? Ona nic nie zawiniła"
Cela wirowała mu w oczach. Elfowie, trzymana przez nich dziewczyna, jego towarzysz, płaczący mężczyzna przykuty do słupa, pochodnia, łóżko pod ścianą - wszystko to zatarło się w wielobarwne kręgi. Znów dopadły go retorsje.
"Będę musiał porozmawiać o tym z rządem. Takie metody są niedopuszczalne". Wernisz poklepał go po plecach.
- Choć już. On chyba faktycznie nic więcej nie wie. Pójdź do łazienki i umyj się. Jesteś za miękki do takich spraw... Powinieneś siedzieć w gabinecie i nie sprawdzać, jak zdobywa się wasze szczytne cele.

18/08/2023

Powrót Krainy Baśni, Rozdział 5., odcinek 18., Jan Bogumił Antonik

Dla tych, którzy jeszcze nie przeczytali na Wattpadzie

Pulchny gołąb zatoczył koło nad osiedlem wieżowców. Szarymi skrzydłami ciął powietrze i zdawał się czegoś szukać. Krążył tak już od kilku minut niczym jaki ptak drapieżny. Słowem zachowywał się tak jak gołębie jak gołębie w swym zwyczaju nie miały. W końcu dostrzegł sylwetkę opasłego mężczyzny, który wyszedł akurat na balkon. Był to człowiek doprawdy niezwykły. Czoło jego zdobiła gruba podłużna blizna wzdłuż której skóra wybrzuszyła się w fałdy, natomiast jego długie rude włosy miał splecione w dwa grube jak sznury okrętowe warkocze, spięte na piersi wraz z licznymi mniejszymi warkoczykami brody złotą klamrą. Widniała na niej podobizna głowy sępa. Ubrany był w jeansowe pobrudzone i wytarte spodnie oraz czarną luźną koszulę z krótkim rękawem, na której wyhaftowany miał dość niepokojący herb. Przedstawiał on sępa siedzącego na grzbiecie hieny pożywiającej się właśnie padliną.
Mężczyzna wsparł się dłońmi na metalowej barierce i całą piersią zaczerpnął gorącego letniego powietrza. Gołąb poszybował w jego stronę i wylądował na poręczy. Człowiek wyciągnął pulchną dłoń i pogłaskał przybysza. Ptak przechylił łebek i spojrzał na mężczyznę wyczekująco.
Brodacz roześmiał się rubasznie i sięgnął ręką do kieszeni. Wyjął z niej garść ziaren i wystawił dłoń w stronę gołębia. Ptak z zapałem zabrał się do pałaszowania przysmaków. Gdy skończył spojrzał ponownie na mężczyznę, lecz ten pokręcił głową.
‐ Nie, nie przyjacielu. Na więcej ziaren nie możesz dziś liczyć. Znasz nasze zasady. Za wieści się płaci tylko raz. No, ja wywiązałem się z mojej części umowy. Teraz czas na ciebie. Czego się dowiedziałeś?
Gołąb spojrzał na niego zdawałoby się, że z rozczarowaniem, po czym zaczął gruchać. Robił to bardzo długo, całkiem jakby zdawał mężczyźnie jakąś rozległą relację. Gdy wreszcie skończył, znów spojrzał na mężczyznę wyczekująco. Człowiek jednak ponownie pokręcił głową, więc gołąb dalej nie nalegał i wzbił się do lotu, zostawiając przy okazji na poręczy balkonu ślad swojej bytności.
‐ Znów napaskudził - mruknął młodszy i chudszy mężczyzna, który stanął właśnie w drzwiach balkonu. Nie miał on blizny na czole, a jego broda była znacznie krótsza, przeto złota klamra spinała mu jedynie włosy. Rysy i ubiór miał jednak podobne do tego, który rozmawiał z gołębiem.
‐ Trudno. Posprzątasz to. Grunt, że przyniósł nam ważne wieści. Słyszałeś?
Młodszy z brodaczy kiwnął głową.
‐ Cóż o tym myślisz?
Młodzieniec zmarszczył czoło w zamyśleniu. W końcu odpowiedział:
‐ Wygląda na to, że przepowiednia się spełnia a losy splatają w kobierzec.
Grubszy pokiwał na to głową i pogładził swoją brodę.
‐ Dobrze mówisz. Losy splatają się w kobierzec. Skryci dotąd uciekinierzy, teraz zaczynają działać niemal otwarcie. Czarodzieje tak samo. Jednocześnie w Szwecji trwają poszukiwania mapy. Walka toczy się na wielu polach na skalę większą niż do tej pory...
‐ Można rzec, iż kraina baśni powróciła, tym razem na ziemi ‐ wtrącił się młodszy
‐ Racja. Istny to powrót krainy baśni. Na szczęście dla ziemian nie potrwa to długo. Już wkrótce wszystkie spory wrócą tam, gdzie ich miejsce, na Wodórję. Tam właśnie spodziewałbym się finału całej historii. Uciekinierzy zechcą odbudować tam swoją krainę i przegnać czarodziejów. Ci jednak o tym wiedzą i wiedzą o rzeczach, które dla takiego Renwalda pozostają tajemne. Mają przeto przewagę.
‐ My zaś wiemy o jednych i o drugich wszystko co trzeba.
Starszy mężczyzna roześmiał się na te słowa.
‐ To prawda - zawołał wciąż parskając śmiechem ‐ jakże mnie to bawi, że możemy patrzeć na nich z góry oczami naszych informatorów, o których istnieniu oni nie mają pojęcia. Biedny, stary Dodolf nie wie, że czasy się zmieniły. Teraz nawet wśród gołębi możemy mieć swoich. A on nie będzie wiedział kto przyjaciel, kto wróg. I jeszcze rzuca ziarno naszemu gruchalcowi, który wszystko skrzętnie obserwuje ‐ mężczyzna ponownie parsknął śmiechem ‐ wiedza to podstawa, zapamiętaj to sobie. My wiemy o sprawach jednych i drugich, możemy więc spokojnie śledzić bieg wydarzeń
‐ A w odpowiedniej chwili uszczknąć zysk dla siebie? - zapytał chudszy z nadzieją w głosie, niczym młody uczniak próbujący dokończyć wywód profesora.
‐ Tak synu, my w odpowiedniej uszczkniemy zysk dla siebie - starszy brodacz pokiwał głową i roześmiał się w głos.

18/08/2023

Powrót Krainy Baśni, rozdział 5., odcinek 17., Jan Bogumił Antonik

Dla tych, którzy jeszcze nie przeczytali na Wattpadzie

Tymczasem w pewnym domu jednorodzinnym na obrzeżach miasta trwała gorączkowa narada. Po obu stronach podłużnego drewnianego stołu zasłanego czarnym obrusem siedziało w sumie pięciu mężczyzn. Dwóch z nich miało stylizowane na średniowieczne kubraki. Trzech pozostały nosiło typowe urzędnicze garnitury. Rozprawiali o czymś z wyraźnym zdenerwowaniem.
- Kompletnie nic. Żadnego śladu. Cały oddział jakby wyparował - złotowłosy mężczyzna w starodawnym stroju, ten sam, który obserwował Olę i Andrzeja w autobusie, rozłożył bezradnie ręce. Kiedy Dvierhal nie wrócił z misji ani nie dał żadnego znaku życia, jeszcze w nocy zorganizował oddział mający sprawdzić przyczyny opóźnienia. Jednak, kiedy o drugiej w nocy zjawili się pod domem Andrzeja i Oli nie zastali w pobliżu ani jednego trolla, zaś wnętrza domu pilnowali Morfologijczycy. W obliczu takich okoliczności podjął decyzję o zaniechaniu dalszych działań.
- Mówiłeś, że wszędzie było mokro, a ulice tonęły wręcz w wodzie - zauważył jeden z ludzi w garniturach na co blondyn przytaknął ruchem głowy - Możliwe więc, że po prostu zmyli ślady posoki.
- Czyli uważasz, że ci przeklęci Morfologijczycy wymordowali cały nasz oddział szturmowy? A co zrobili z ciałami? - spytał zszokowany inny z urzędników, który dopiero co przyjechał na naradę z Warszawy.
- Mogli je gdzieś wywieźć. Przecież nie zostawiliby trupów trolli na wierzchu. Nie są tacy głupi.
- No dobrze, ale jakim cudem? To był nasz najlepszy oddział. I skąd oni w ogóle wiedzieli?
- Musieli was śledzić - stwierdził lodowatym głosem wysoki mężczyzna w czarnej tunice, który właśnie wkroczył do pomieszczenia. Jego podkreślone złotą nicią epolety oraz wypolerowany napierśnik lśniły w słońcu, kiedy sztywnym wojskowym krokiem maszerował do stołu. Za jego plecami podążał niższy od niego młodzieniec w drogim garniturze.
Zasiedli na dwóch końcach stołu. Młodzieniec dał znak ręką żołnierzowi, aby ten mówił.
- Dvierhal dopuścił się karygodnych zaniedbań! Najpierw pozwolił Morfologijczykom porwać chłopaka pod Kwiat Marysu, a później nie dał rady naprawić błędu. Ale on zapewne poniósł już tego konsekwencje. Jednak nie tylko on palnął głupstwo. Cała organizacja naszej siatki w Lublinie zawiodła. Dawaliście się śledzić i wodzić za nos. Bardzo prawdopodobne, że widzieli nawet samochód szefa, gdy przyjechaliśmy na spotkanie z Dvierhalem. Wszyscy za to odpowiadacie - grzmiał a młodzieniec siedzący naprzeciw niego kiwał głową, by pokazać, że wszystko co teraz mówi jego adiutant jest równoznaczne z jego słowy. W końcu dał żołnierzowi znać by przerwał i samemu zabrał głos. Mówił zachrypłym głosem z obcojęzycznym akcentem:
- Alvo, Abram, Mendes. Jutro rano oczekuję szczegółowego raportu na temat wszystkich niedopatrzeń i natychmiastowych kroków naprawczych - trzech urzędników pokiwało głowami - Co się was tyczy Gwan i Joachim, macie mi jak najszybciej ustalić, gdzie znajdują się Andrzej i Ola. Sprawdźcie też możliwość porwania rodziców chłopaka - dwóch mężczyzn w średniowiecznych kubrakach posłusznie schyliło głowy.
- Na co jeszcze czekacie? Do roboty! - wojskowy ponaglił piątkę zarządców a ci zerwali się od stołu i pognali do drzwi - No panie, wszystko zrobiliśmy tak, jak sobie życzyłeś - dodał do swego szefa, gdy zostali sami w pokoju
Twarz młodzieńca się rozpogodziła. Musiał trochę postraszyć podwładnych, ale w gruncie rzeczy był spokojny. Porażka nie wchodziła w rachubę. Posiadał połówkę klucza, którego potrzebowali Morfologijczycy, więc i tak nie mogli nic zdziałać. Zaś schwytanie studentów to kwestia czasu. A wtedy przepowiednia nigdy się nie spełni.
Było coś jeszcze. Porwanie Andrzeja i Oli otworzyłoby przed nim niesamowitą szansę…

Chcesz aby twoja osoba publiczna była na górze listy Osoba Publiczna w Lublin?
Kliknij tutaj, aby odebrać Sponsorowane Ogłoszenie.

Adres

Lublin

Inne Lublin osoby publiczne (pokaż wszystkie)
Melisa Bel Melisa Bel
Lublin

Autorka romansów historycznych ;)

halinamariaklecha halinamariaklecha
Lublin

Jestem wszechetronna lubię muzykę poważną,opera kulinaria książki czytać,itd..pisze wiersze,p

Jagoda Dzido Medycyna Estetyczna Jagoda Dzido Medycyna Estetyczna
Jana Sawy 8
Lublin

Jagoda Dzido Medycyna estetyczna ~lipoliza iniekcyjna ~ ~mezoterapia igłowa~ ~masaż kobido~

Marcin Machowski czyli Pan Niedźwiadek Marcin Machowski czyli Pan Niedźwiadek
Lublin

terapeuta SI z wieloletnim doświadczeniem współzałożyciel Centrum Terapii Integracji Sensoryczn

Pracownia karykatury Pracownia karykatury
Lublin

Pracownia karykatury jest przestrzenią pełną pasji i twórczej pracy. Od 15 lat zajmujemy się rysowaniem karykatur i portretów, zyskując zaufanie i zadowolenie klientów. Do każdego ...

Dr Sylwia Korneluk Dr Sylwia Korneluk
Lublin
Lublin, 20-491

Jestem doktorem nauk społecznych. W swojej pracy opieram się m.in. na odkryciach i wiedzy z zakresu podświadomości i podświadomości rodowej, stosując swoje autorskie metody. Skute...

Marcin Bubicz - Radny Miasta Lublin Marcin Bubicz - Radny Miasta Lublin
Lublin

Radny Miasta Lublin z Czechowa i Sławina Doktorant UMCS #prawo Aplikant Radcowski OIRP Thatcherysta

Zapiski na marginesach gazet Zapiski na marginesach gazet
Empelariks@yahoo. Place
Lublin

pisać każdy może czasem lepiej lub gorzej...

Maciej Pałka Story & Art Maciej Pałka Story & Art
Lublin
Lublin

komiksdnia.pl

PiotrMalunow.com PiotrMalunow.com
Lublin

Zapraszam do współpracy tel. 501001058