WOJNA BLOG
Nieco historii, sportu, życia
W “Barwach ochronnych” jest taka scena, kiedy docent Szelestowski (Zbigniew Zapasiewicz) jest proszony przez studentów o rozmowę. Chodziło o sprawę niedopuszczenia pewnego projektu do konkursu związanego z obozem naukowych na którym aktualnie przebywali.
I co?
I docent zgadza się na rozmowę z delegacją studentów, z tym, że sam dobiera rozmówców.
- Będziemy rozmawiać po śniadaniu i z delegacją. Z panią, z panem i z panem…i z panem też.
- Delegacja powinna być wybrana a nie wyznaczana - powiedział jeden ze studentów do oddalającego się wykładowcy.
- Ale ja bym radził wybrać tego kogo wyznaczyłem. Będzie prościej. - odpowiedział docent.
Po pierwszym wystąpieniu naukowym do docenta Szelestowskiego podchodzi młody adiunkt (Piotr Garlicki). Bo docent dogadał się ze studentami, co tego drugiego zaintrygowało.
- Dla czystej ciekawości, jak pan to z nimi załatwił? - zapytał.
- Zwyczajnie - odpowiada docent. - Kogo trzeba postraszyłem, komu trzeba pochlebiłem, zaapelowałem do poczucia odpowiedzialności i zmiękli.
- A w sprawie Torunia? (Praca o przyjęcie której walczyli studenci: zgłoszona po terminie)
- Powiedziałem, że nie przyjechał.
- To znaczy, że pan skłamał. - zauważa adiunkt.
- Więc niech pan sobie wyobrazi, że tak… Ale drogi kolego, czym byłoby życie bez kłamstwa...
……………………………………………………………………………
Jak rozwinie się sytuacja na linii Rząd - NSZZ P, nie wiem. Ale powyższe to komentarz do rozmów Związkowców z Rządem. Zgadnijcie kto jest według mnie w tej figurze docentem Szelestowskim a kto studentem?
Cytaty z filmu: “Barwy ochronne” Krzysztofa Zanussiego. Film z 1976 roku, ale problemy i wnioski - ponadczasowe.
Tworzymy cywilizację opartą o filozofię grecką, rzymskie prawo oraz etykę chrześcijańską. I tą długą drogę, z Galileuszem i Kartezjuszem, Voltaire, Darwinem i Marksem; z parą, elektrycznością i eksploracją kosmosu, przebyliśmy chodząc niejako po konkretnym - cywilizacyjnym gruncie. To się nie musiało wydarzyć. I niezależnie od tego jakie wyznajemy dzisiaj poglądy polityczne, jesteśmy wierzący czy niewierzący, to ten wspólny fundament sprawia, że pojęcie dobra i zła widzimy tak samo. Mimo patologii, która gdzieś tam czyha rogiem, wiemy jak być powinno.
I w naszej kulturze, w Polsce tolerancja była na propsie zanim to się stało modne. W dwudziestoleciu międzywojennym uznano, że nie wolno krzywdzić słabszych i ruchy eugeniczne nie zdołały przeforsować swoich pomysłów. Z kolei homoseksualizm nigdy nie był penalizowany - bo uznawano, że to sprawa na tyle osobista, że nic nikomu do tego. Od stuleci respektowano też swobodne prawo do wybranego obrządku. W Polsce byli (i są) protestanci, prawosławni, oczywiście Katolicy. Również muzułmanie (Tatarzy). Również i z tego względu zbiorowe czy indywidualne zachowania, związane np. z pożegnaniem zmarłego napawają nas zadumą, refleksją. Widząc żałobny orszak zastanawiamy się kim był zmarły, albo - co przeżywają teraz jego bliscy. Tak już po prostu jest. Z księdzem czy bez - pogrzeb to czas szczególny.
I jeśli czytam, że policyjny patrol po pogrzebie przedmuchał księdza a potem dał mu dwieście za brak gaśnicy to zastanawiam się co tam się wydarzyło i czego nie wiemy.
Jeśli to było zgłoszenie, to interwencję rozumiem. Jeśli jednak to decyzja patrolu, podjęta bez poważnych przesłanek, to uważam, że - przepraszam - policjanci chyba zwariowali. Nie dlatego, że kontrolowanym był ksiądz, ale ksiądz, który chwilę wcześniej odprawiał mszę i prowadził uroczystość pochowania zmarłego.
Oczywiście, znajdą się zwolennicy zachowania vide posłanka Wielgus czy innych osób, które bezceremonialnie wchodziły do kościołów zakłócając odprawiane msze. Ale, biorąc min to co napisałem o naszej cywilizacji, mając rozeznanie w tym co właściwe a co nie - tak się u nas nie robi. W duchu poszanowania praw i tolerancji, zrozumienia sytuacji, kontekstu.
Więc to samo dotyczy też policjantów.
Nie są robotami; powinni więc rozumieć, że pogrzeb wiąże się z - nieraz dużymi - emocjami. Ludzie tam przychodzą pożegnać bliskich po nieraz długiej, wspólnej drodze. To rodzina, przyjaciele, koledzy - po prostu ludzie, którzy w tej ostatniej drodze chcą zmarłemu towarzyszyć. Podkreślając tym samym, że pamiętają, że był dla nich ważny.
To są sprawy generalnie oczywiste. Zatem ich (policjantów) zachowanie winno być oparte nie tylko o przepisy, obrany cel, ale i rozumienie tego w czym uczestniczą. Pogrzeb nadaje kontekst. Również zachowaniu, wzburzeniu żałobników. Nerwy powinny być uznane w sensie rozumienia, jak ich (policjantów) działania mogą wpłynąć na innych w tym trudnym dla żałobników czasie.
Tyle, że to powinno być rozumiane nie “w czasie, ale jeszcze przed”. Bo potem już jest czasami za późno. Starszy pan nie wytrzymał. Doszło do pyskówki, rękoczynów.
W tym momencie funkcjonariuszom już nie pozostało nic innego jak zabrać staruszka na komendę.
Może ktoś się obrazi na mnie. Ok, może nie wiem wszystkiego. Ale mimo, że policjanci działali zgodnie z prawem i później chcieli sytuację jakoś wyprostować, to trochę gasili pożar benzyną.
https://wiadomosci.wp.pl/po-pogrzebie-doszlo-do-awantury-zatrzymany-83-latek-7084824454003296a
Kilka lat temu przeprowadziłem badania (2018) na grupie policjantów województwa wielkopolskiego. Badania bardzo ciekawe, a jednym z narzędzi które zastosowałem był KSOP - Kwestionariusz Subiektywnej Oceny Pracy. Ciekawe narzędzie, według którego stres jest sumą dziesięciu zmiennych. Wymienię:
KSOP 1 - Psychiczne obciążenia związane ze złożonością pracy,
KSOP 2 – Brak nagród w pracy,
KSOP 3 – Poczucie niepewności w pracy,
KSOP 4 – Kontakty społeczne,
KSOP 5 – Poczucie zagrożenia,
KSOP 6 – Uciążliwości fizyczne,
KSOP 7 – Nieprzyjemne warunki pracy,
KSOP 8 – Brak kontroli,
KSOP 9 – Brak wsparcia,
KSOP 10 – Poczucie odpowiedzialności.
Spoglądając na powyższe można zacząć analizować z czego wynika fakt, że służba w Policji jest tak obciążająca. Sami widzicie, że tu nie chodzi, a na pewno nie tylko, o kontakt z ciemniejszą stroną mocy; przestępczością ect. To bardziej złożone.
Wynik ogólny KSOP w moich badaniach wyniósł M=123,86. Wysoki. Ciekawe, że prof Ogińska-Bulik w książce “Stres zawodowy u policjantów” (Łódź 2007) podaje wynik w zasadzie identyczny (!!!) M=123,10. Aby mieć porównanie z innymi grupami zawodowymi warto wspomnieć o podawanym przez prof. Ogińską-Bulik wyniku strażaków M=112,52.
No dobrze, policjanci byli bardziej zestresowani od strażaków. Ale wyniki samych policjantów, uzyskane na przestrzeni dekady nie zmieniły się? Hm, otóż - to zależy. Bo o ile w u prof Ogińskiej-Bulik funkcjonariusze kryminalni mieli wynik M=128,91, a więc byli bardziej zestresowani od policjantów prewencji M=119,87, to w moich badaniach wynik był … odwrotny !!! Większego stresu zawodowego doświadczała prewencja M=130,05, wobec M=116,94 policjantów kryminalnych.
Nie wiem jak wyglądają aktualne wyniki KSOP (Nie wiem czy ktoś w ogóle robił takie badania), ale możemy pokusić się o próbę uzasadnienia faktu, że w prewencji stres jest większy.
Ja mam swoje przemyślenia, ale może Wy spróbujecie wytłumaczyć tą zmianę.
Fot. OPP 1994
Tak, ksiądz Jerzy Popiełuszko zło dobrem zwyciężał. Ale gdyby się zastanowić i spojrzeć na ten ziemski podół, to niestety, nie zawsze to wystarczy. On robił to w co głęboko wierzył, dając nadzieję w czasach, kiedy być może większość Polaków nie wierzyła w upadek sowieckiego kołchozu.
I gdy czytam o tym Wielkim Polaku, zwłaszcza o ostatnich miesiącach jego życia, wręcz czuje się panującą wokół niego atmosferę grozy. Był śledzony, wręcz osaczony przez służby, z ulokowanymi wokół niego agentami SB. Nie poddawał się i Walczył: słowem. Czego władze nie zamierzały tolerować. Te słowa potrafiły zmienić wątpiącego w człowieka wiary, dodać odwagi, sprawić by można było iść z podniesioną głową.
I tak się składa, że właśnie dzisiaj doszedłem w biografii o. Maksymiliana Kolbego do momentu aresztowania go przez Gestapo. Uwięzili duchownego uznając, że właśnie słowo którym się posługiwał jest groźne dla ich panowania.
Tak, okazuje się, że każdy totalitaryzm widzi zagrożenie w tym samym i działa podobnie: zawsze przeciwko człowiekowi, zawsze przeciwko wolności, zawsze przeciwko wolności słowa.
P.S.
Dzisiaj jest rocznica, ale kto wejdzie głębiej w biografię ks. Jerzego Popiełuszki szybko przekona się, że jeszcze dużo nie wiemy…
Na zdjęciu wchodzący na salę rozpraw mecenas Jan Olszewski i ochraniający Proces Toruński funkcjonariusz Plutonu Specjalnego z Poznania.
CZY TA LINA PĘKNIE?
Czytam, że jest zapaść w Policji i formacja protestuje.
I przyznam, że argumenty związkowców są przekonywujące. Nie ma co wielce się rozpisywać, bo właściwie wszystko wiemy: oferta pracy dla cywili i mundurowych w resorcie powinna być na tyle atrakcyjna, by ściągać z rynku najlepszych, a nie tylko tych, którzy nie mają pomysłu na życie i są zmotywowani wizją regularnego opłacania abonamentu za Netflixa.
Czy powyższe i inne argumenty wzruszą rządzących? Myślę - obym się mylił - że nie.
Swego czasu w swojej autobiografii pt “Przełom” William Bratton, późniejszy szef nowojorskiej Policji pisał, że gdy służył jeszcze w mieście Boston nagle zabrakło pieniędzy. I co? Po prostu zwolniono czterystu policjantów (o ile pamiętam). Policjantów było mniej, zatem musiało to się jakoś “przekładać” itd. Negatywnie.
I w RP też to będzie się przekładać. Jednak pogorszenia się warunków służby nikt z rządzących (jako argumentu) poważnie nie bierze pod uwagę. Bo w praktyce policjant to postać elastyczna; zagryzie zęby i się dostosuje.
A jeśli chodzi o odczucie społeczne, obniżony poziom bezpieczeństwa? Tu w zasadzie każda władza może z tymi informacjami zrobić wszystko. Na przykład nie ujawniać, rozmywać, nadawać inny kontekst. Wystarczy poczytać jak przekaz płynący od przeciętnych brytyjczyków rozmija się dzisiaj z tym co serwuje koleś z 10 Downing Street. Gdzie za chwile sytuację - zresztą pod wieloma względami - będzie można opatrzyć cytatem z “Rozmów kontrolowanych”: “A tu stan wojenny, ale normalizacja postępuje”.
I raczej tak właśnie będzie…
Co myślicie? Może jest w Was więcej optymizmu.
“Aktorzy prowincjonalni” Agnieszki Holland jest filmem wybitnym. Obraz nieustannie zachwyca. Coś jednak w tym jest, że w PRL-u trzeba było się intelektualnie wysilić, by powiedzieć coś oczywistego i prawdziwego, a jednocześnie - ważnego. Ten swoisty “przemyt” myśli pozwalał wierzyć, że przy tej socjalistycznej siermiężności nadal są wartości o których zapomnieć nie możemy.
Ale “Zielona granica” Pani Holland to taki rympał na intelekcie. Jest skrajnie subiektywny i niesprawiedliwy. Jednostronny, jednowymiarowy, acz w sumie to tylko opowieść. Tak to widzi Pani Reżyser, ok.
Ale nagroda Złote Lwy Gdańskie? To jakaś pochwała wyalienowania?
Jasne, można wszystko. Można przecież pisać o żołnierzach niemieckich na froncie wschodnim, którzy święta musieli spędzać daleko od rodzin. Albo tworzyć obraz o tym jak “ich ojcowie” szli na front i z jakimi dylematami to się wszystko wiązało.
Można w końcu pokazywać problem uchodźców w taki sposób, aby nikt nie dowiedział się, że to nie jest kwestia empatii czy jej braku. Pokazywać trudne oblicza migracji, ludzkiego cierpienia bez oglądania się na kontekst, lub pokazując go w sposób nieuczciwy.
Co do Pani Reżyser, to przynajmniej jest w tym wszystkim - że tak powiem - uczciwa. I ideowa, jak każdy marksista. Nie zmieniła zdania na opisywany przez siebie problem tylko dlatego, że zmieniła się wewnętrzna sytuacja polityczna państwa. Co innego politycy i ich spojrzenie na sytuację na granicy, czy służbę Straży Granicznej, Wojska Polskiego, Policji. Niektórzy z tych zuchów wykonali figurę której nie powstydziłby się Grzegorz Filipowski w najlepszej formie.
Nawalony facet z ogromną prędkością uderza w jadący przed nim samochód, którym porusza się rodzina z dwójką dzieci. Ginie ojciec, a jego żona i dwie dziewczynki są ciężko ranne.
Ale przecież tak się dzieje co rusz. I potem i tak zapominamy o tej czy innej tragedii. Bo życie idzie dalej i jakoś musimy w nim uczestniczyć. Jeśli jednak poszperać w pamięci, nie mówiąc już o internetowej kwerendzie, to okazuje się, że - no właśnie - tak było i nic się w tym zakresie nie zmienia. Być może dlatego, że pewnych działań państwo nie podejmuje, ale na pewno wpływ na sytuację ma fakt, że w każdym społeczeństwie istnieje pewien margines ludzi, którzy: kradną, oszukują…zabijają.
Pamiętamy faceta, który schronił się w Emiratach Arabskich. Podejrzany o spowodowanie wypadku na A1 w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Oburzające. A kojarzymy faceta w Warszawy, który filmował swoje rajdy po mieście? Uniewinniony. Sąd stwierdził: "Oskarżony nie wyczerpał znamion sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, ponieważ pomimo brawurowej jazdy, poruszając się z dużą prędkością i powodując dezorganizację na drodze, oskarżony w krytycznym czasie panował nad swoim pojazdem"
Powyższe, gdyby w istocie nie brzmiało tragicznie, można by uznać za “śmiech na sali”.
Można czasami dojść do wniosku, że na pewnym poziomie wszyscy mają w dupie nie tylko prawo, ale również interes społeczny. Nie biorą pod uwagę nie tylko faktu, że w obliczu nagrań i samo orzeczenie, ale i opinie biegłych brzmią kuriozalnie. Bo mają w nosie również inny fakt:
Wszyscy różnimy się. Wyobraźnia, empatia, obawa o wyrządzenie krzywdy innym sprawia, że powstrzymujemy się od innych działań. Może nawet nie powstrzymujemy się, bo to chyba złe słowo, ale zwyczajnie pewne działania nawet nie przychodzą nam do głowy, albo budzą wręcz lęk. Problem powstaje wtedy, gdy np. za kółko siada osoba a deficytem owego lęku i posiadająca ogromną potrzebę atencji, zwrócenia na siebie uwagi. Są to oczywiście kwestie również osobowościowe. W przypadku psychopatii sprawa jest jasna: istnieje nie tylko deficyt lęku, brak empatii, podatność na nudę, zapotrzebowanie na stymulację. Jak ocenić osoby, które nafurane koksem czy alkoholem zachowują się tak samo?
I to właśnie sądy powinny brać pod uwagę: że czasami tylko obawa przed nieuchronną karą jest w stanie cokolwiek zmienić. Owszem - nie zawsze, bo wspominani psychopaci są odporni na warunkowanie: kara ich nie uczy, co podpowiadają np. badania skórno - galwaniczne.
Nie mniej jasny, stanowczy i czytelny sygnał powinien płynąć do wszystkich, a zatem również do bananowej młodzieży w samochodach z 200 konnym silnikiem. Niestety mam wrażenie, że tak się nie dzieje. A sądy jakby czasami abstrahowały od tego, że płynąca do ludzi informacja demoralizuje. Tak, to są przecież wyjątki. Ale właśnie o te wyjątki chodzi...
W filmie “czerwone berety” z roku 1963 jest taka scena: Grany przez Mariana Kociniaka młody kandydat na komandosa wykonał skok z opóźnieniem otwarcia spadochronu. Wbrew przepisom, bo powinien jak wszyscy: na linę, ale działo się to za cichym przyzwoleniem sierżanta Kudaśko. Zobaczył to major, podjechał, opierdolił sierżanta za to, że dopuścił do łamania przepisów. Kazał mu wpisać naganę w rozkazie. Gdy major odchodził, jego adiutant zaczął notować: zapewne o tej naganie. Pułkownik zorientował się i rzekł do niego: schowaj to.
Wyszło na to, że oficjalny opierdol musiał być, ale w sumie chyba po to by “wojsko”, zatem młodzież wiedziała kto rządzi. Sierżant rozumiał, że nie można przeginać, ale i on i major mogli cieszyć się z tak zdolnego, no i odważnego żołnierza.
Tak, to tylko moja interpretacja tej sceny. Macie może swoje, lepsze.
To jest myślowa figura, ale niedawno w Gdańsku policjant chodził na rękach. W trakcie służby, na tle radiowozu, przed atrakcyjną kobietą. Strona służbowa wszczęła postępowanie wyjaśniające.
Różnie skomentowano to necie. Generalnie ganiano przełożonych za to, że za taką pierdołę robią policjantowi koło pióra.
Hm, myślę, że to nie do końca tak. Przełożeni w zasadzie muszą zareagować. Jak w “Czerwonych beretach”. Bo jeśli tego typu zachowania nie byłyby w jakiś sposób oficjalnie komentowane, to za chwilę niektórzy z policjantów nie tylko chodziliby na rękach, ale … tu dopiszcie co mogłoby urodzić się w głowach co poniektórych. ;)
Gimnastykowi w niebieskim mundurze nie można odmówić fantazji. Ale chyba bardziej można pozazdrościć sprawności fizycznej. Sprawny, silny policjant obok nas to większe bezpieczeństwo. Tak to widzę.
Hm, gdyby ów policjant dostał jednak jakiegoś funta, to przełożeni zeszliby do poziomu rzeki Wisły sprzed kilku dni. Myślę, że w tym przypadku tak się nie stanie, acz znam możliwości strony służbowej. ;)
Gdy komuś dzieje się krzywda, w prawie każdym obywatelu rodzi się sprzeciw. U niektórych jest on na tyle silny, że odczuwają potrzebę działania. U większości raczej kończy się to stwierdzeniem, że temu czy tamtemu za to co zrobił przydałby pierdel, a co najmniej klaps. Cóż, jesteśmy tak skonstruowani, że w obliczu stresu, tym bardziej - w obliczu zagrożenia reagujemy. Uciekamy bądź atakujemy, niektórzy zamierają albo się fiksują. To ewolucyjne, acz forma jaką przybiera owa reakcja ma już związek z temperamentem, osobowością, i wreszcie - z cywilizacją w jakiej wzrastamy.
Gdy zobaczyłem zajawki z “Patrolu obywatelskiego” w Śremie miałem mieszane uczucia. Z jednej strony było to zrozumienie towarzyszących “Patrolowi” emocji i rozumienie chęci wyrażenia sprzeciwu wobec takich zdarzeń jakie ostatnio miały miejsce przy śremskiej plaży. Widziałem w tym próbę zamanifestowania niezgody na takie zachowania. I chyba gdzieś wewnątrz poczułem, że jesteśmy tą wspólnotą, a nie “no name” ludźmi, w zasadzie obcymi, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie, a co z innymi to mnie nie obchodzi. Poczułem, że życie - życiem, ale są chwilę gdzie działamy, gdzie potrafimy:Czy to wojna, czy inny kryzys, czy tragiczne zdarzenie.
Jednak z drugiej strony doświadczyłem lekkiego niepokoju. Bo kilkudziesięcioosobowa grupa mężczyzn robi wrażenie i działa na wyobraźnie. To grupa w emocjach, a gdy te się pojawiają, można działać, albo - właśnie wtedy można działać. Niestety, wtedy również sfera poznawcza, a więc zdolność do analizy jest zdecydowanie obniżona. I ta grupa może pójść za - właśnie, za owymi emocjami. Kto wie co może się zdarzyć? I chyba to najbardziej niepokoi: ta nieprzewidywalność. Nie chodzi tylko, że ktoś z grupy może się odkleić, ale, że dojdzie do prowokacji. Gdyby zjawisko przybrało większy rozmiar, to rozbicie takiej formy protestu, a może prędzej - obrzydzenie społeczeństwu takiej formy aktywności jest względnie proste. Czy to ze strony Państwa, naszego czy obcego, albo ze strony jakiegoś środowiska, dajmy na to politycznego, które będzie chciało zjawisko wykorzystać dla własnych celów. Pomijając już ideę będącą zaczynem przy formowaniu się “Patrolu”.
Taka skłonność do działania jaką w tym wpisie podnoszę może pojawiać się zwłaszcza wtedy, gdy nad poczucie zagrożenia nadbuduje się - prawdziwe czy nie - wrażenie, że państwo nas opuściło. Podkreślam, to nie musi polegać na prawdzie i może dochodzić do zniekształceń poznawczych, niemniej sam fakt, że takie emocje się pojawiają i podziala je większa ilość osób powinna dawać do myślenia.
Jakoś nie jestem optymistą w temacie zmian. Może to też przyzwyczajenie, a przecież świat się zmienia. W USA w związku z BLM, manifestacjami i niszczeniem, okradaniem mienie pojawiały się obywatelskie inicjatywy, które wypełniały role, które - jak się zdawało - odpuściły instytucje powołane do zapewnienia porządku publicznego. Czasami po prostu tak trzeba.
Ja mam nadzieję, że “Patrole obywatelskie” to incydenty. Że nie będzie potrzeby i ludzie będą czuli się bezpiecznie, że nasza wspólnota będzie się tak czuła.
A jak nie? Cóż, poczytajcie Herbert Marcuse, o jego tolerancji represywnej. Wszak to nasza przyszłość, która już teraz coraz śmielej puka do naszych drzwi…
Marksizm zawsze kończy się Gułagiem i brakiem i sznurka do snopowiązałki.
W zasadzie ciągle jest o pieniądzach, co ma być odpowiedzią na postulaty i wszelkie frustracje; wytłumaczeniem trudnej sytuacji kadrowej całej formacji. Czasami wydaje się, że wytłumaczeniem jedynym, acz kontekst poszerzony jest o sprzęt: wyposażenie osobiste i infrastrukturę. Dobrze, coś trzeba mówić, a wydaje się, że pieniądze są w tym przypadku wygodnym narzędziem, dającym nadzieję, że wystarczy ich więcej i będzie dobrze. Sukces jest niedaleko, tuż za zakrętem.
No niestety - tak nie jest. W latach 90-tych pensje były na żenującym poziomie, sprzętu nie było. Heh, pamiętam Nysy (Suki) i radiostacje z długimi antenami, gdzie często RW było widać, ale nie było słychać. Wszystko wiemy. Kontekstem są inne czasy. Ktoś powie, że musimy myśleć do przodu, a nie wstecz. Owszem, ale faktem jest, że dwudziestoprocentowe bezrobocie zdecydowanie motywowało do służby. Nie było wcale bezstresowo, bo wylatywało z roboty i miało postępowania dużo więcej funkcjonariuszy niż obecnie. Były problemy, patologie. Wielu odpierdalało, również przełożonym. Wszyscy się temu przyglądali, no i się przyglądali…
Niedawno rozmawiałem z moim dobrym kolegą. Mądry to facet, doświadczony i ciągle w służbie. Powiedział coś oczywistego. Posłuchaj, w obecnej sytuacji motywacją byłoby 15 lat do praw emerytalnych. To niemożliwe, ale co ma tych ludzi zachęcić do służby w tym …
Potem doda coś w tym stylu: Oni mają perspektywę 25 lat. Z tej perspektywy nie widać końca służby. Zbyt wiele może się wydarzyć, zbyt wiele trzeba przeżyć, by uwierzyć w powodzenie tej misji.
Ja mam swoje zdanie w temacie. Ale to opiszę w kolejnym wpisie…
Czytamy, że w Śremie na plaży czterech obcokrajowców pocięło dwóch polaków. Tulipanami. Łapiemy się za głowę, co wydaje się zrozumiałe, bo video z zajścia i świadomość jak to wygląda mrozi krew w żyłach. Sam widziałem rany: przerażający widok. Ale zanim napiszę co myślę o perspektywach, wspomnę, że nie zgadzam się z częścią narracji, zorientowanej na podgrzanie atmosfery. Były wpisy, że poszkodowani zmarli itd. Jak myślę, część ludzi już dzisiaj może być przerażona, ale to nie znaczy, że należy osiągać swoje cele mijając się z prawdą. I to jak się zdaje - świadomie. To do niczego dobrego nie prowadzi, albo - no właśnie: nieco znam historię i mógłbym teraz rozwinąć historię prowokacji zasadzających się na celowo zmanipulowanych informacjach, kończących się linczem, a niestety czasami - pogromem.
Bo bójki zdarzają się wszędzie. Wygooglujcie akcje z nożem w Krakowie, albo pomyślcie jak czasami łatwo można dostać wpierdol na Starym w Poznaniu. Wiele lat temu kolega odezwał się i dostał chyba krzesłem. Zmarł.
Więc wiemy, że patologia to nie tylko przybysze z innych krain. Margines jest wszędzie. Chodzi raczej o skalę, albo potencjalną skalę zjawiska, a więc też o to by ów margines pozostał marginesem. Niestety żyjemy w kraju, gdzie część narracji w dużej mierze polega na opiniach ludzi zupełnie odklejonych od rzeczywistości. Nie chodzi mi tu o psychopatologię, ale o odklejenie mającą naturę ideologiczną, w którą zaprzężone są emocje i wiarą w jedynie słuszną linię postępowania. Są to ludzie, którzy serio są pewni, że będzie dobrze, że zmiana struktury etnicznej społeczności należy postrzegać wyłącznie w kategoriach wartości dodanej. Na marginesie: nawet świętej pamięci profesor Vetulani wspominał podczas jednego ze swoich wykładów, że ludzie pochodzący z takiej - przepraszam - mieszanki genów są piękniejsi. Cóż, być może. By nie było, profesor był genialny i wykład nie był o tym co powyżej.
Jednak naszą świadomość dzisiaj muszą budować i budują informacje o tym co się dzieje w Wielkiej Brytanii, Niemczech i innych państwach zachodu. Wierzącym w utopię na nic słowa o tym, że 600 tysięcy imigrantów rocznie rozjedzie GB. Na nic mowa o wspólnocie wyobrażeń, o cywilizacji mającej konkretne podstawy, orientującej społeczeństwo wokół tych samych wartości, zatem pozwalającej czuć się bezpiecznie, bo zakładającej, że np. poruszająca się samotnie kobieta nie jest osobą pozbawioną praw, czy obiektem do gwałtu. W tej przestrzeni są patologie, ale jeśli się pojawiają, to wiemy że to patologia. Wspólnym mianownikiem jest doświadczanie podobnych emocji wokół takich terminów jak dobro, zło, to co jest etyczne, a co nie.
To co się dzisiaj dzieje w Wielkiej Brytanii to jest właśnie informacja co będzie za jakiś czas u nas. Siłą rzeczy pojawią się zjawiska o których nam się nie śniło. I co? Cóż, wobec dramatów związanych ze zjawiskiem imigracji oficjalna narracja władz GB jest stała. W zasadzie nie zauważają zjawiska.
Więc być może i u nas władze będą za chwilę wprowadzały terror demokracji. Tematu oficjalnie nie będzie. Osoby podnoszące niepożądane głosy zostaną nazwane prawicowymi ekstremistami itd., natomiast za wpisy w internecie będą wjazdy służb na chatę.
Ktoś zapyta: w jakiej sytuacji będą wtedy policjanci? Można odpowiedzieć: a ma to jakieś znaczenie?
Marksizm zawsze kończy się Gułagiem i brakiem i sznurka do snopowiązałki.
Zauważyłem, że niektórzy związkowcy publicznie wyrażają zaniepokojenie związane z budżetem Policji.
Co ja o tym myślę? Po pierwsze: trzymam kciuki, bo - co już wiele razy pisałem - Związki odgrywają ważną rolę w życiu całej formacji. Czasami, w obliczu panujących tu i ówdzie emocji - ta rola jest bagatelizowana, ale to naturalne.
Jednak na dzień dzisiejszy sprawa pieniędzy dla Policji, w tym podwyżek, nie jawi się jakoś szczególnie optymistycznie. A szczerze mówiąc, bazując na historii, wygląda to wręcz marnie. Pomijając stan finansów publicznych, można zadać pytanie - dlaczego?
Cóż, wielu związkowców otwarcie lokuje swoje emocje po lewej stronie sceny politycznej. W sumie nie tylko po lewej, więc nazwę tą postawę: Anty - Pisem. Oczywiście - formacja jest apolityczna, ale wielu NSZZ-owców otwarcie w mediach społecznościowych wyrażała swoje myśli, emocje. Rozumiem. I można by powiedzieć, że teraz powinno być lepiej. Że będzie więcej pieniędzy, bo rządzą “Nasi”. Otóż - jak myślę - nie będzie. Bo powyższe w relacjach NSZZ - Rząd RP nigdy za wiele to nie dawało. W przeszłości, w czasie protestu wyszedł co najwyżej np. poseł Kalisz i wysłuchał ze zrozumieniem postulatów. Na tym się kończyło. I dzisiaj będzie tak samo Szanowni Związkowcy. Władze RP wiedzą, że jesteście i będziecie - jak to określę - po Ich stronie, więc tym bardziej będą mas mieli tam…gdzie mieli wcześniej, kiedy wychodził już wspomniany poseł Kalisz.
Cóż, P*S-owi z pewnością zależało na rządzie dusz i na pewno "Pisowcy" chcieli zjednać do siebie policjantów. Oprócz innych motywów, niewątpliwie zamierzali wybić środowisku argumenty NA NIE. Zatem obniżyli wiek przechodzenia na emeryturę, która to decyzja była związana z niekorzystną dla funkcjonariuszy zmianą wprowadzoną przez poprzedników. Po wieloletnim zamrożeniu płac, policjanci mogli też w końcu liczyć na podwyżki. Na przykład jednostki takie jak moja macierzysta zostały zreorganizowane co do podległości (realizacje, szkolenie), ale zmiany nastąpiły też wewnątrz. Tym min sposobem Zespołem Bojowym na którego spada odpowiedzialność za zdrowie i życie często wielu osób: zatrzymywanych, czy policjantów, nie dowodzi już osoba na relatywnie niskiej grupie - specjalisty, co było reliktem wywodzącym się jeszcze z PRL-u. Plany oczywiście istniały od wielu lat, bo zaszeregowanie funkcjonariuszy SPAP-u było skandalicznie niskie, ale w końcu to zrobiono. Co ciekawe - dzisiaj jednostki kontrterrorystyczne funkcjonują w zasadzie: kopiuj - wklej, zgodnie z treścią pisma, które moja jednostka kilkanaście lat temu wysłała do KGP w odpowiedzi na Koncepcji reorganizacji jednostek antyterrorystycznych w RP.
Czy napisałem to by chwalić P*S a wątpić w aktualne władze? Hm, patrzę na to w perspektywie, która sięga roku 1990. Zatem chciałbym uniknąć emocji, a realnie spojrzeć jak się formacja przez lata miała i jakie są dalsze perspektywy.
I jeszcze raz.
Panowie Związkowcy - szacunek dla Was, ale teraz finansowo nie będzie lepiej. No chyba, że (oby nie) państwo zmieni się… ale - jak mawiał klasyk - mądrzejsze nie wspomnieć o tym, bo to wcale niepodobne…
I by było jasne. Macie swoje przemyślenia, doświadczenia, wnioski. Ja mogę się mylić...
P.S.
Foto z roku około 2006 w okolicach spotkania ze skądinąd bardzo sympatycznym posłem Kaliszem
Jest taka scena w “Psach” Pasikowskiego, kiedy jeden z funkcjuszy podchodzi do porucznika Maurera i pyta:
- Panie Poruczniku, co teraz będzie?
Maurer - sącząc wódę w towarzystwie Ola odpowiada:
- Nic, będzie tak samo, albo lepiej.
Jasne, inne czasy; transformacja, gdzie część funkcjonariuszy SB zaczęła służbę w Policji. Ale po pierwsze: lubię tą scenę, zresztą jak sam film, a po drugie: no co się - szanowni państwo - może niby w Policji zmienić, tym bardziej na lepsze? Bądźmy poważni.
Policję często porównywałem do takiego niezatapialnego okrętu, który płynie niezależnie od tego kto nim kieruje i obsługuje. Co by się nie stało - ten okręt nie utonie. Niezależnie od wszystkich głosów, że teraz to już jest tragedia, że brakuje kadr a papierologia wchodzi na nowy - wyższy stopień wtajemniczenia.
Szanowni.
Słowa o zaprzestaniu zwracania uwagi na statystyki jako miernika skuteczności formacji słyszymy co rusz, zapewne od czasów porucznika Maurera. Sam to przerabiałem w OP w pierwszej połowie lat 90-tych. Kompanie były trzy, a więc zawsze byliśmy na pudle. No i walka była zacięta, tym bardziej, że “strona służbowa” nie ustawała w dopingu. Lata minęły, a rzeczywistość jest ciągle taka sama. I taka będzie. Powody można wyliczać, ale serio - szkoda przysłowiowego papieru. Oczywiście, powiedzieć można wszystko i chyba każdy z komendantów jest dobrze przygotowany na takie formułki. I aktualny Komendant GP również powie to co trzeba. Współczuje mu, bo musi zdusić w sobie dysonans poznawczy między tym co mówi a tym czego się w rzeczywistości w służbie wymaga…i będzie wymagało.
Istotnie - związki zawodowe zwracają uwagę na ważne kwestie. Wakaty, poziom zarobków. I ok. Służba jest rzeczywiście ciężka i w okresie niskiego bezrobocia potrzebne by były jakieś branki jak za czasów hetmana Żółkiewskiego. Związki mają swoją ważną rolę i wiadomo, że starają się drukowanymi narysować zagrożenia.
Ale gdyby to nie była sprawa tak ważna, to już bym napisał, że kupuję popcorn i obejrzę jak się sprawy potoczą. Mniej liczne kadry? W kryzysie roku 1929 roku ubyło wiele tysięcy policjantów. Coś się stało? Zapewne, ale dzisiaj to statystyka, a sama formacja przetrwała do września 1939 roku. Poza tym człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. Mniej policjantów to nie tylko nieobsadzone wakaty, ale to niestety większy stres dla tych którzy muszą orać za dwóch. No i co z tego? Ktoś się tym przejmuje? To będzie stres tylko tego czy innego policjanta. W latach 90-tych na jednym z komisariatów komendant zajeżdżał podwładnych: jeden się wieszał, jeden gazował, jeden miał zawał, połowa z nerwów na L-4, i co? I nic. Dzisiaj to tylko wspomnienie, a wtedy na nikim to nie robiło wrażenia. Dzisiaj też nie zrobi, może w razie konieczności wyjdzie minister czy komendant i poinformuje, że niestety do patologii czasami dochodzi ale służba się profesjonalizuje.
Większa przestępczość też nie jest problemem, bo - niestety - taką oto okoliczność też można ubrać, opisać, wytłumaczyć. Społeczeństwo się przyzwyczai, może rzadziej będzie opuszczało swoje mieszkania. A jeśli nie, jeśli społeczeństwo się przysłowiowo - wkó*wi, to nastanie być może taki czas, gdzie już będziemy mogli sobie o tym porozmawiać przed domem, blokiem, ale już nie w kolejce, by nie być posądzonym o brak tolerancji, mowę nienawiści ect.
No ok, zapewne jesteście bardziej optymistyczni co do przyszłości… :)