Nomada

Nomada

Rowerowy Nomada, od pięciu lat podróżuje po Europie Wschodniej i Azji.

15/07/2024

TO NIE HOLLYWOOD

Wyszli z autobusu. Ich ubrania były w jednym kolorze, na plecach z przodu i z tyłu ogromne plecaki. Karnie ustawili się w rządku i marszem udali się do ukrainskiego urzędu paszportowego. Dwa rządki wojskowych i cywili oczekiwała w kolejce na wjazd do Ukrainy.

Cisza, napięcie. Po jednej stronie czekający w przeważającej mierze kobiety i dzieci. Na przeciwko, mężczyźni w wojskowych uniformach.

Nie ma wśród nich rozmów. Są bardziej przerywane dialogi. Niektórzy obgryzali paznokcie, niektórzy rzucali krótkim żartem, ktoś przekleństwem.

Żar lał się z nieba, a pogranicznicy w swoim imperium długopisu i pieczątek, powoli skanowali kolejne paszporty.

Młodzi i starzy. W różnej kondycji fizycznej. Chudzi, grubi, zgarbieni czy wyprostowani. Czyiś synowie, ojcowie, mężowie. Uczniowie, kierowcy, bezrobotni, ochotnicy i ci z poboru. Dobrze przystrzyżeni jak amerykański jarhead i ci z zapuszczoną i przystrzyżoną brodą. Z krzyżykami na szyi, czasami tatuażami na dłoni.

Wyczekiwanie. Na pieczątkę, na powołanie, na swoją kolej na zerówce w okopach. Wojna nie ma nic w sobie filmowego. To ciągłe wyczekiwanie. Wojna to nie aktorzy z Hollywood, tylko ludzie tacy jak my, postawieni przed ekstremalnymi wyzwaniami.

Żołnierze powoli przechodzili przez kontrolę paszportową, zaraz będą wpuszczani cywile. Aż w te dwie karnie stojące linie, wciskają się państwo w koszulkach od Yves Saint Laurent.

- Przepraszam bardzo, nam się strasznie spieszy, mamy umówionego dentystę, spóźnimy się - mówią po polsku. Próbują przeskoczyć obie kolejki, wślizgnąć się między matki, dzieci a żołnierzy i dopchać się na przód kolejek.
- Przepraszam, ale nam się strasznie spieszy! - mówi podniesionym kobieta głosem, z białymi zębami jak z reklamy.

Medyka/ Szeginie, przejście graniczne
zdj. blokowisko we Lwowie i burzowe chmury

Photos from Nomada's post 13/07/2024

Widzimy się w przyszłym roku. Pierwsze 800 km już za mną, kolejne 14200 przede mną.
Pozdro esssa

Photos from Nomada's post 07/07/2024

POLSKA TRANZYTOWA

Na dobrą sprawę miejsca w Polsce, do których się jeździ na wakacje można by zamknąć w 10 punktach.
Mazury, góry, morze, Kraków, Wieliczka. Między nimi, Polska tranzytowa. Stacje, na których nie zatrzyma się Intercity, ekspresówki, po których sunie się wygodnie z punktu a do punktu b, popijając sobie kawkę ze stacji. A pomiędzy, ogromne połacie kraju, który zaskakuje różnorodnością i naturą.

Lututów, Kakawy, Załęczański Park Krajobrazowy. Boczne drogi między polami wzdłuż Prosny, Warty. Przestrzeń niewyobrażona, tranzytowa, przestrzeń niezwykle ciekawa, czekającą na zagospodarowanie.

Poznawanie własnego kraju na rowerze potrafi tak samo zaskoczyć jak podróż po Jedwabnym Szlaku, po przestrzeni równie nie znanej, jak ta, tuż za progiem własnego domu.

Esssa

30/06/2024

SZPEJ

Objuczone rowery. Wszystko wyciągnięte jak z kalendarza i rozkładówki. Dobrze wykadrowane zdjęcie, uśmiech i sporo nowych i najczęściej mega drogich rzeczy. Karbonowe kubki i widelce. Oddychająca odzież, najnowsze telefony, panele słoneczne, czapki. Cała rozkładówka ze sklepu outdoorowego, a wszystko to jest owym szpejem, trendem w social mediach, w którym pokazuje sie ile to tego trzeba mieć żeby móc jechać.

Szpej czy sprzęt, zwał jak zwał, nie jest jednak najważniejszy. Myślę, że to człowiek daje temu sprzętowi wartość i zastosowanie, a nie na odwrót. Moim najważniejszym szpejem, obok tych namacalnych rzeczy, jest doświadczenie i wrażliwość. Bez tych dwóch rzeczy ciężko byłoby mi się ruszyć z domu. Bez nich najlepszy rower, najlepszy śpiwór czy namiot, karbonowy widelec czy ultralekka mata są tylko przedmiotami.

Doświadczenie zdobywa się zdecydowanie trudniej niż kupuje sprzęt. To ciągły proces, ciągle porażki, ciągle szlifowanie swojego stylu podróżowania. Trochę przeciąganie liny w głowie, myśli, że to wszystko ma sens, kolejny podjazd, kolejny zakręt, kolejna nieprzespana noc.

Wrażliwość jest potrzebna żeby słyszeć innych, ale też i siebie. Wrażliwość to lina, na której spuszczamy się do jaskini pełnej nowych doświadczeń, spotkań z ludźmi, dzięki niej rozumiemy co się dzieje dookoła. Dzięki niej też rozumiemy co się dzieje z nami, gdy odetnie nam tlen po wysiłku, gdy zaczyna się kryzys w głowie, gdy zaczynają się TE myśli, żeby kończyć i wracać do domu.

Za mną 9 lat długodystansowych podróży, dziesiątki jak nie setki tysięcy kilometrów w drodze, ponad tysiąc noclegów na dziko. Podróż do Mongolii, to kolejny etap, kolejny krok na przód, punkt na horyzoncie, osiągalny, ale ciężki do osiągnięcia. Doświadczenie i wrażliwości to mój najważniejszy szpej, który zabieram ze sobą

Z Poznania do Dakaru - Łukasz Majewski 28/06/2024

Cześć, chciałem Was zaprosić na film, który powstał przy współpracy z Shimano-Road. Film to pełnometrażowy zapis mojej ostatniej podróży rowerowej z Polski do Senegalu. Miłego oglądania

Esssa 🙂

Z Poznania do Dakaru - Łukasz Majewski Łukasz Majewski, znany jako Nomada, jest doświadczonym podróżnikiem rowerowym, który odwiedził wiele krajów na swoich wyprawach.Jego podróż z Poznania do Dak...

16/06/2024

JADĘ DO MONGOLII

Już niedługo, bo za dwa tygodnie, wyruszam w swoją najdłuższą i najcięższa podróż. Startuje z poznańskich Jeżyc i jadę na rowerze do Mongolii 🇲🇳.

Głównym motywem przewodnim trasy będą nomadzi. Mongołowie, Kirgizi, Kaszkajowie w Iranie czy Aimakowie, Hazarowie w Afganistanie. Chciałbym ich spotkać, usłyszeć ich historię, podpatrzeć w codziennym życiu. Nomada wśród nomadów :)

Pierwszy etap podróży, aż do gruzińskiego Tbilisi pokonam wspólnie z Polą Podsłuchowisko, która w trakcie podróży będzie nagrywać i publikować na Spotify swoje opowieść drogi. Będzie to dla Poli debiut, ponieważ nigdy wcześniej tak daleko na swoim rowerze nie jechała, także super będzie wspólnie przeżywać część tego wyjazdu razem.

Przede mną:

📌 15 000 km - długość trasy z Poznania do stolicy Mongolii, Ułan Bator
📌 minimum 8 msc w drodze, choć znając życie podróż może się wydłużyć
📌 2 kontynenty
📌 15 krajów na mojej drodze ( Polska 🇵🇱, Ukraina 🇺🇦, Mołdawia 🇲🇩, Rumunia 🇷🇴, Bułgaria 🇧🇬, Turcja 🇹🇷, Gruzja 🇬🇪, Armenia 🇦🇲, Iran 🇮🇷, Afganistan 🇦🇫, Uzbekistan 🇺🇿, Tadżykistan 🇹🇯, Kirgistan 🇰🇬, Chiny 🇨🇳, Mongolia 🇲🇳)

📌 wyruszam w pełni lata, natomiast zamierzam dojechać do celu w środku mongolskiej zimy, także amplituda temperatur w trakcie całej podróży będzie bardzo wysoka

Ufff tak pokrótce. Od dwóch miesięcy nie starcza doby, żeby ogarnąć przygotowania do wyjazdu, papierologie, oczytywanie się, prelekcje i pracę, niemniej już za dwa tygodnie ruszam i jaram się strasznie

Tradycyjna esssa na koniec

Photos from Nomada's post 30/04/2024

STREUSELSCHNECKE

Kolejna mikro podróż, kolejna na zachód Polski, kolejna która kończyć się będzie na granicy z Niemcami.

Majowy wypadzik z po streuseschnecken, drożdżówkę obsypaną kruszonką, szneke z glancem jak to się mówi na fyrtlech Poznania, wyprawa niczym Jazon po złote runo.

Przed nami 4 jeziora, 230 kilometrów i 2 województwa: wielkopolskie i lubuskie. A w drodze powrotnej z granicy spotkanie z ziomeczkami z Zielonej Góry /

Photos from Nomada's post 14/04/2024

GPX

Pierwszy raz w życiu wytyczyłem ślad. Ślad, który z Poznania, przez leśne dukty, pola, wsie i senne miasteczka, prowadzi na granicę z Niemcami, nad Odrę, do Frankfurtu.

Bliskość lasu powoduje, że ze znalezieniem noclegu na dziko nie będzie problemu. Boczne, często grawelowe drogi skutkują tym, że aut raczej nie spotkasz.

Zobaczysz natomiast las. Ogromny pas drzew, ciągnący się aż pod zachodnią granicę Polski. Las pełen jest ran i blizn przykrytych już przez zarastających, ale możliwych do znalezienia. Macewy, stare fortyfikacje drugowojenne, nieczynne mosty czy dawne pałace.

Wszystko to gdzieś na bocznym torze historii, pozbawione pamięci, powoli zarasta. Dzięki rowerowi spokojnie dotrzesz do tych miejsc niepamięci.

Tym moim pierwszym w życiu gpxem, chciałem się podzielić. Wrzucę go na moje stories, będzie też zapisany w zapasach relacjach

Essssa, miłego korzystania

03/03/2024

POWROTY

Po kilku miesiącach podróży, tych emocji, tych spotkań z tym Innymi, kolejnymi ekscytacjami, bodźcami, uderzeniami dopaminy, w końcu po tym wszystkim, trzeba się obudzić w swoim łóżku, w swoim domu, mieszkaniu i wrócić do życia. To jestestwo jest pozbawione ostrych krawędzi, trochę płaskie, przynajmniej takie wydaje się na samym początku po powrocie.

Ciepła woda z prysznica oblewa moje ciało. Słaby strumień, ale bieżącej wody, uderza monotonnie. Na półce obok, w rządku pasta, krem i szczoteczka. Ciepłe kapcie na glazurze na podłodze. Dookoła sterylny niebieski kolor połączony z bielą. Proste, rutynowe czynności, o których marzyłem zasypiając będąc lepkim z brudu w śpiworze na Saharze.

Proste rutynowe czynności, które po takiej ilości dopaminy, takiej zmianie w chemii mózgu nie potrafią dać tej samej pierwotnej radości.

Podróże uzależniają. Dają bardzo dużo, ale też dużo odbierają. Tę namiastkę błogiej rutyny, radości z niej. Zastępuje ją podróżnicza rutyna, prawdziwa heroina, którą najlepiej wciągać lub podawać dożylnie.

Życie w Poznaniu to iluzja, którą obserwuje, którą widze, współodczuwam, ale cały czas jest to gra aktorska a nie życie in se. Nie potrafię się dostroić, jakbym był w tej rzeczywistości, ale stał obok.

Samolot i sam lot trwa naście godzin. Ląduje od razu bez żadnego okresu przejściowego w nowej, starej rzeczywistości. Trzeba w niej się zanurzyć jeszcze raz i przypomnieć jak sie pływa. To kilkanaście godzin lotu, które oddzielają dwa kompletnie i zupełnie różne od siebie życia, granica którą pokonuje się na rowerze pół roku, tutaj ogranicza się tylko do czasu przelotu. Prostota życia w podróży i życie tutaj, w Poznaniu, wedle grafików, terminów, spotkań, stresu.

To jest ta cena, którą się płaci za bycie zawieszonym gdzieś między Dakarem a Poznaniem.

foto📸

Photos from Nomada's post 23/02/2024

Dzięki wielkie za tak liczne przybycie na prelekcje w Poznaniu 🙏

Zobaczenie Was wszystkich, tych którzy mnie wspierali, obserwowali i dawali kopa w trakcie podróży do Senegalu było niesamowite.

Dzięki Wam, realizowanie pasji jakimi są podróże rowerowe, jest dużo prostsze. Czuję też sens żeby robić dalej to co robię, w takim stylu jakim dotychczas

Niezwykle mi miło, że jest dla kogo jeździć i że jest komu opowiadać historie z drogi

📸 zdjęcia wspaniałej

Esssa

Ściski ❤️🙏🚴‍♀️

27/01/2024

DOJECHAŁEM

No i witam. Udało mi się się pokonać całą trasę z Poznania do Dakaru, stolicy Senegalu na rowerze.
Zdjęcie z dakarskiej plaży, najbardziej wysuniętego na zachód punktu Afryki.

Za mną:

4 msc spędzone głównie w namiocie
7000 km przejechanych na rowerze
2 kontynety
10 krajów
3399 mnpm najwyższy punkt

Przez Alpy, Apeniny, Pireneje, aż w góry Sierra Nevada i Atlas, potem Saharę i senegalski busz. Przez silny wiatr, piasek w oczach, nosie, uszach. Przez chłodne noce w Niemczech, permanentny deszcz we Włoszech

Dziesiątki wspomnień, poznanych świetnych ludzi, arcydzieł stworzonych przez matkę naturę, jak baobaby czy cedry. To wszystko to już wspomnienie

Dzięki wszystkim, którzy wspierali mnie przez cały ten czas. To jest ogromna motywacja, ogromna też odpowiedzialności dzielić się tym wszystkim w internecie. Kawki spowodowały, że mogłem sobie pozwolić na coś ekstra od czasu do czasu, kupić wizę do Mauretanii czy pozwolić sobie na płatny nocleg w sytuacjach kryzysowych. Wasze miłe słowa w prywatnych wiadomościach, dawały mi kopa do dalszej jazdy.

Dzięki wszystkim, którzy mnie nocowali i pomagali lub chcieli pomóc już bezpośrednio na trasie. To była sama przyjemność Was spotkać. Przekonałem się na własnej skórze jaka jest siła internetu i ludzkiego dobra, dzięki jeszcze raz 🙏.

Dziękuję też za to, że moja głowa była bezpieczna przez cały ten czas, w deszczu, wietrze czy w słońcu.

No cóż, chyba ostatnia esssa w tej podróży,

Ściski

Photos from Nomada's post 24/01/2024

ZIOMKI

Mega przypadkiem, całkowicie nieplanowanie część mojej podróży współdziele z dwoma innymi rowerzystami. Mateusz i Ben zwany Benusiem .

Na początku się trochę obwąchaliśmy. Mamy różne style jazdy, podróży, inne rowery, często też różne podejście do sprawa podróżowania. Jednak z czasem utarł się jakiś niepisany konsensusu i dotarliśmy się, bardzo spontanicznie.

Mijał czas i kilometry. Pojawiały się przeszkody. Deszcze w Atlasie, choroby, które naprzemiennie rozkładały nas dobitnie. Sraczki, wymioty, grypy, kripolskie noclegi na Saharze. Upał, wiatr, problemy ze sprzętem, ufff dużo tego było. Przez wszystko to przychodziliśmy razem, aż w końcu jesteśmy w Senegalu, a przed nami ostatnie kilometry jazdy.

Dzięki ziomki, za tą podróż, to była czysta przyjemność spędzić ten czas razem.

21/01/2024

SPEKTRUM

Droga z rozwidleniem na przejście z Senegalem, jedno w Rosso, a drugie Diama. Jadę w kierunku Rosso, pomyliłem kierunki. Wracam, a tam jakiś typ, w koszulce moro i czarnych, wysokich butach zagaduje, że coś tam turist, czemu się nie zatrzymałeś przed znakiem. Fejk policjant, osoba legenda. Ostrzeżenia o nim można było przeczytać na jednej z apek dla podróżnych.

Zlewam typa, rzucam mu jeszcze coś po polsku na twarz, żeby go piekło. Droga idzie raz w górę raz w dół. Słońce przypieka, a roślinność i busz dookoła.

Czasami wioski są pełne dzieciaków, wybiegają, chcą zbić pione, potem krzyczą po francusku cadeux, cadeux czyli prezent. Czasami jakieś dziewczyny, ubrane w myśl Koranu, machają i się uśmiechają i ślą całusy (serio tak jest, też się nie spodziewałem). Czasami ktoś krzywo patrzy, a czasami ktoś zatrzyma auto, wyciągnie butelkę schłodzonej wody, poczęstuje batonem i poda mi wizytówkę z adresem, żebym miał gdzie spać. Podróże, też takie jak ta, przez Afrykę, oducza generalizować.

Pełne spektrum zachowań.

Rozbiłem się z chłopakami, gdzieś w buszu, przed parkiem narodowym. Ech fajne miejsce

Ściski ziomble

(zdjęcie podarowanego wafelka xd)

17/01/2024

TOUBAB

Wjechałem w boczną uliczkę w porcie Noubidou, dzieciaki biegły wokół mnie, krzycząc toubab, toubab, przebijały piątki, śmiały się.

Na azjatyckim środkowym wschodzie byłem farangi, ten o innej wierze, obcokrajowiec. W Meksyku byłem gr**go, mimo, że nigdy nie byłem nawet w USA. A teraz jestem toubab, ten o białej skórze.

Przejechałem już najcięższy odcinek mauretańskiej Sahary, a do Dakaru zostało mi mniej niż 500 km, max 7 dni drogi. To już serio końcówka tej podróży.

Zeszło mi kilka kilo, przybyło trochę zmarszczek, opaliłem się znowu po kolarsku, przypiekany niemiłosiernie przez saharyjskiej słońce. Ogorzała skóra, nowe sińce i bruzdy na nogach. Kilka tysięcy km za mną i ostatni etap podróży, insha'Allah oczywiście

Essa

Photos from Nomada's post 16/01/2024

OPOWIEŚCI

Siedzę po turecku na rozłożonym dywanie, a w dłoni trzymam czarkę zielonej, słodkiej herbaty. Robiona jest ona z ogromnym pietyzmem, przelewana z jednego naczynka w drugie, tak bez przerwy, aż w końcu otrzyma się odpowiednią konsystencję.

Bywa, że jestem zapraszany na herbatę w przydrożnym sklepie, czasami do domu pośrodku wsi, a czasami do biura w leniwej przerwie od pracy.

Zaczyna się handel wymienny opowieściami. Czasami o tym ile kosztuje wielbłąd, o sytuacji politycznej w Mali, o tym ile można mieć żon w Mauretanii, o przemycie z Gwinei Bissau.

Opowieści krążą z ust do ust. Jak pieniądz, mają swoją wartość, wywołują zdziwienie, radość czy pobudzają ciekawość.

Opowiadam gdzie jest Polska, jakim językiem mówimy, czy znam Lewandowskiego. Ile już kilometrów za mną, ile przede mną. Czasami pokazuje moje soczewki, które wszędzie poza Europą robią furorę. Czasami odpalę MSRa i nagotuje wrzątku wywołując tym zaciekawienie.

Na bazarze opowieści uważnie się patrzy i słucha. Poznaje się sprzedawcę wszystkimi zmysłami, a te wspomnienia pozostaną ze mną na zawsze. Za wszystko zapłacisz kartą mastercurosity

Photos from Nomada's post 13/01/2024

CZERW

Wskoczyłem na metalowego czerwa pustyni. Jechał przez pustynię pożerając kolejne kilometry. Schowałem się w jego trzewiach, razem z innymi ludźmi, którzy jechali w głąb Sahary.
Huk hamujących wagonów i ogromna chmura pyłu unosząca się w powietrze. Puste wagony towarowe, nie tak dawno pełne rudy żelaza, teraz wracają wypełnione ludźmi, tobołkami i rowerami. Najdłuższy pociąg towarowy w Afryce, zmierza po kolejną turę rudy żelaza, przy okazji zabierając mnie.
500 kilometrów pod gołym niebem, ale też wśród kurzu, pyłu i piasku. Cała trasa to parę godzin czekania na szansę wskoczenia do pociągu w portowym mieście Nouadhibou, a potem już około 9 godzin wieczornej jazdy, aż do miasteczka Czoum.

09/01/2024

ZACHODNI BRZEG SAHARY

Wjeżdżam do największego miasta Sahary Zachodniej, Al Ujun. Pompatyczna, pusta, szeroka dwupasmowa jezdnia. Typowa nowostrojka, która ma być świadectwem tego jak bardzo Marokańczycy dbają o zajęte tereny. Ironicznie, po wschodniej stronie drogi, wieże i mury więzienia, drut kolczasty i długa broń. Tuż obok baza wojskowa, potem kolejna. Sahara Zachodnia poprzecinana jest ciągłymi posterunkami wojskowymi, patrolami policji czy żandarmerii tworząc swoiste sznyty na bezbronnym saharyskim krajobrazie.

Policyjne blokposty serwują najczęściej pasywnoagresywne zestawy pytań:
- Paszport proszę, Polska?
- Czym się zajmujesz? Jesteś youtuberem, instagramerem czy dzienikarzem? Gdzie będziesz spać, w którym miejscu?

Al Ujun to miasto błyszczące, fasady hoteli, ekskluzywne kawiarnie i dobre, terenowe, czarne auta zaparkowane na ulicy i a pośród tego, biała toyota ONZ przemykającą w oddali. Marokańczycy inwestują na okupowanym terenie na potęgę. Dwadzieścia lat temu zbudowano blisko 3000 km mur wzdłuż granicy z zaminowanym terenem dookoła, które miało zabezpieczyć okupowane tereny przed saharyjskimi partyzantami. Teraz zamiast muru, buduje się infrastrukturę użytkową. Jakby kolejne kilometry autostrady, kolejny kurort dla surferów, kolejna wydana sakiewka dirhamów, miałaby zaświadczyć o niezbywalnym prawie Maroka do tych terenów.

A za pieniędzmi napływają też kontraktowi pracownicy, najczęściej z północy Maroka, przez co Saharyjczycy powoli stają się mniejszością etniczną na swoim terenie.

W pamięci pozostaje mi rozmowa z pewnym mężczyzną, który pomógł mi zrobić zakupy w osiedlowym sklepiku.
- Z Polski jesteś? Piękny kraj, znam trochę waszą historie. Byliście kiedyś częścią Rosji, ale odzyskaliście niepodległości, prawda?

Słowo "wolny" na tej ziemi to nie frazes, to coś czego pragnie wielu, w tym miejscu. Wychodzimy ze sklepu, mężczyzna żegna mnie, życząc mi szczęścia.

Cała tę sytuację taksuje policjant, który stoi tuż obok na skrzyżowaniu ulic.

Zachodni Brzeg i Sahara Zachodnia, mają ze sobą bardzo wiele wspólnego.

03/01/2024

WIATROZALEŻNI

W czasach kiedy po brukach Paryża jeździły jeszcze dorożki, a Fin de Siecle miał się w najlepsze, Francja wysyłała do Maroka swoich Sardakarów, zbrojne ramię imperium, Legie Cudzoziemską.

Wszystko po to, aby budować i utrwalać swoją pozycji w rejonie. Legioniści maszerowali przez Saharę, do odległych fortów, rozsianych po pustynnych bezdrożach. W swoich wspomnieniach, poza piekącym słońcem, opisywali najczęściej niesamowitą i niszącą siłę wiatru.

Harmattan, silny, stały wiatr ze wschodu. Potrafił czesto bardziej przytłoczyć i wywiać nadzieję, niż lejący się z nieba gorąc.
Obecnie, w naszych europejskich wyobrażeniach, gdy fabuła filmu jest osadzona na pustyni, dominują piaski, słońce i wielbłądy. Wielka Trójka, bez której lepiej nie kręcić filmu w takiej scenerii. A to jednak wiatr na pustyni rozdaje karty...

Ostatnie parę dni to mocny, popołudniowy wiatr w plecy, wiejący okresowo. Natomiast do południa, boczny wiatr, potrafi wywiać największe pokładu optymizmu.

Jazda na rowerze przez Saharę ma coś w sobie z żeglowania

🇲🇦

31/12/2023

Szczęśliwego Nowego, życzę żebyś znalazł/a swój "Dakar", do którego będzie się dążyć, czymkolwiek, kimkolwiek jest

Photos from Nomada's post 28/12/2023

MAŁE DUŻE RZECZY

To są małe rzeczy, ale budują takie dni jak ten. Mały, przydrożny sklep we wsi Arbaa Rasmouka. Przed wejściem stoją ogromne proszki do prania, panowie w dżalabijach żywiołowo o czymś rozmawiają. Sklep jednoizbowy, z podstawowymi produktami. Marokańska "Żabka" jakich wiele przy drodze.
Kupuję cole, siadam między proszkami i odpoczywam. A zaraz wyskakuje sprzedawca i daje mi stołeczek do siedzenia, żeby wilka nie dostać w środku marokańskiej zimy.

Tiznit. Ten sam dzień. Południe, słońce w pełni, temperatura idealna, wskazuje 24 stopnie na plusie. Miasteczko pełne ludzi, motorów, samochodów. Dookoła mury okalające medyne. Siadam w małej kawiarniopiekarni. Kot wałęsa się pomiędzy baristą a klientami, szklanki gorącej i mocnej kawy podawane są przez pana obsługującego bar. Jedno z tych tysięcy miejsc rozsianych po całej Afryce Północnej, gdzie dostojnie można się zestarzeć. Pije kawę, siekiera człowieku mocna jak diabli.

Przegryzam pan du chocolat i ruszam na rower, bo kilometry czekają. Baristą zagaduje. Po co, dlaczego, że rower to super rzecz dla głowy i ciała. Uśmiech i kciuk do góry, tak kończymy tę rozmowę, tak kończą się spotkania w Maroku.

Małe rzeczy, gesty, rozmowy. Gdzieś często umykają. Ta ludzka dobroć, do której się ostatnio mocno przyzwyczaiłemi która mnie otacza w dniu codziennym.
Trochę patetyczny wpis, ale jakoś tak mam ostatnio xd

Photos from Nomada's post 20/12/2023

KRUPÓWKI

Marakesz. To miasto, którego nazwa od razu przypomina jakąś orientalną przygodę, nadzieję na spotkanie z tym Innym, odległym, owianym chmurą tajemnicy.

Te moje stereotypy i klisze lądują na "lotnisku" Jemaa el Fna, głównym placu Marakeszu, tętniącym sercu miasta, które nie śpi nigdy.

Zaklinacze węży, herbaciarze w fikuśnych strojach, bębniarze i dźwięk piszczałek. Małpy na łańcuchach, te same, które wolne i dzikie można spotkać wysoko w górach...

Na rogatkach można zobaczyć jeszcze objuczone w pstrokate stroje wielbłądy. Między tymi "atrakcjami" tłum ludzi, za dnia, cały świat przemierza tę pstrokacizne wzdłuż i wszerz, a wieczorem, Marokańczycy i szukający rozrywki mieszkańcy Marakeszu.

Zapotrzebowanie na "krupówkoze", na tą skróconą narrację jest ogromne. I nie dotyczy tylko nas, ale też mieszkańców Maroka.

El Fna, to wyobrażenie na temat Maroka, zjawa, fantom, istniejąca tylko w naszym wyobrażeniu. To narracja, skrótowa, podana na trochę brudnym talerzu

11/12/2023

Myślę, że jestem już daleko od domu

Na zdjęciu, małpy makaki żyjące dziko w Parku Narodowym Ifrane, Maroko

05/12/2023

WYMIĘTE BANKNOTY

- 200 euro, tyle się tutaj realnie, średnio zarabia. Opłacisz rachunki, kupisz jedzenie dla rodziny i tyle było z hajsu.
Napotkany w kawiarni Mouhammad tak właśnie opisuje szarą, marokańską rzeczywistość. Walkę o utrzymanie się na powierzchni egzystencji.
- Rodziny mamy silne, każdy każdemu pomoże, tobie w końcu też może się powinnąć noga.

Zaciąga się papierosem i patrzy jak cała reszta mężczyzn w dwa, wiszące nad wejściem telewizory. Na jednym z nich jakaś transmisja nic nie znaczącego meczu piłki nożnej gdzieś w Europie. Na drugim, Al Jazira nadaje na żywo z Palestyny, ze Strefy Gazy, ze Strefy Śmierci i cierpienia. Dwa światy, na dwóch szklanych ekranach, i to wymiętoszone 200 euro wypłaty, wypłowiałe papierki, od którego zależy twoje życie i twoich bliskich.

Mouhammad odpala drugiego papierosa, bierze łyk ciepłej, czarnej i słodkiej kawy.
- Tego to już nie mogę oglądać, nie chce na to patrzeć, na te powyginane ciała wystające spod gruzów.

- Pół mojej rodziny jest teraz za granicą, głównie we Francji, dobrze im się powodzi, to jest dobre miejsce do życia - ciągnie dalej.

Garść statystyk z Królestwa Maroko:

77 proc obywateli potrafi czytać i pisać.
Ponad 100 tys. dzieci pracuje pełnoetatowo, najczęściej na wsiach, aż 80 procent z nich nie uczęszcza do szkoły, a. 8 procent nigdy w niej nie było (wskaźnik ten zmniejsza się z roku na rok).

Fot. Bezimienne, nieturystyczne miasteczko w Maroku

Photos from Nomada's post 03/12/2023

NOWE HORYZONTY

Na horyzoncie, powoli, portowe żurawie nabierają wielkości, a piramidy z metalowych kontenerów, pełnych dóbr materialnych przybliża się miarowo do mnie.

Witamy w nowoczesności, świecie wielkiego kapitału, gdzie te nowoczesne Słupy Heraklesa stanowią punkt odniesienia. W najwęższym miejscu Cieśnina Gibraltarska ma 14 kilometrów - to 1/3 maratonu.

Ta odległość oddziela od siebie dwa bliźniacze brzegi, z których wystają strzeliste i ostro zakończone skały. To też granica między dwoma, totalnie różnymi kontynentami - Europą i Afryką.

- Szukram, signore. W ręku trzymam już paszport z wbitą pieczątką i nagryzmolonym niebieskim długopisem numerem porządkowym. Podekscytowany, w cieniu portowych piramid spod znaku China Shipping ruszam przez kolejne bramki i odprawy, żeby w końcu wydostać się zza wysoki mur i ruszyć w drogę. Maroko. Upragnione Maroko.

Jadę w okoliczne góry. Niewiele, może z 14 kilometrów. Po drodze mijam mnóstwo policji, żandarmerii i innych służb na usługach króla Maroka. Cała ta armia mundurowych, patroluje tutejsze okolice i wypatruje ludzi, którzy chcą przedostać się do miasta Ceuta, jednej z trzech hiszpańskich enklaw w Afryce, ostatnich pozostałościach kolonialnych na tym kontynencie.

- Polanda? Tak właśnie myślałem. Uśmiecha się do mnie sprzedawca, wręczając mi torbę zakupów i resztę nieznanych mi jeszcze monet i banknotów. Eddalya, moje pierwsze miasteczko, pierwsi spotkani Marokańczycy, pierwsze interakcje i uśmiechy. Pierwsze pozdrowienia na podjeździe od kierowców tirów.

To 14 kilometrów pokonanych przez cieśninę gibraltarską, to jest portal do innego świata.

19/11/2023

POMARAŃCZE

Lata 90. Grudniowa plucha, która na święta w końcu upstrzona została białą warstwą śniegu. Sztuczna choinka, rozklekotany telewizor z czterema kanałami, zaczeska na głowie alla Just 5 lub Backstreet Boys i wszechobecna ortalionowa moda.

Kolejne święta w nowej Polsce, w której dobrobyt był liczony pomarańczami w świątecznych prezentach, a obok figurek czekoladopodobnych Mikołajów zawsze pojawiało się parę cytrusów.

25 lat później, hiszpański Eden. Okolice Walencji, ta iberyjska kotlina fergańska, która jak okiem sięgnąć pełna jest sadów pomarańczy, cytryn, kaki czy mandarynek, światecznych owoców na wyciągnięcie ręki.

I tak, blichtr pomarańczy już dawno minął. Za dniówkę można polecieć do Hiszpanii, nazbierać owoców z sadów i wrócić do Polski tego samego dnia, albo po prostu pójść na lokalny ryneczek i kupić ten owoc zwykłej codzienności.

Pomimo to nadal spanie na dziko w sadach pełnych pomarańczy to ogromna eksytacja.

16/11/2023

KOSZULA

Dostałem ją od mojego kolegi Kuby. Mieszkałem jeszcze wtedy na 5 piętrze w kamienicy, w małym pokoiku, razem z całą ekipą hippisów, zajaranych gitarową muzyką z czasów, kiedy Amerykanie prowadzili bezsensowną w wojnę w Wietnamie.

- Masz niech tobie służy - dostałem tę koszulę z namaszczeniem od Kubolfa, który dokonując tego aktu darowizny, napił się łyka Tuborga, z małej zielonej puszki, delikatnie przy tym siorbiąc.

I tak, przez następne trzy kontynenty i naście krajów miałem ją ze sobą. Stała się moim towarzyszem trudów i ciężkich chwil. Prałem ją w przydrożnych kranikach, na stacjach benzynowych. Dwa razy grasowały po niej pchły. Zdarzało się, że brudna w sakwie przeleżała kilkanaście dni. Nieprasowana, sponiewierana. Na początku podróży lekko przyciasnawa, pod koniec, zwisającą i o dwa rozmiary za duża. Odmierzała moją podróż i dzięki niej wiedziałem kiedy zrobić przerwę.

Nie ma tych wszystkich chroniących funkcji, przed wiatrem, deszczem czy słońcem. Nie jest aż tak przewiewna, łatwo się w niej spocić w letnim, wielkopolskim słońcu. Jednak nie wyobrażam sobie podróży bez niej. Jest chyba już immanentną częścią drogi, moją aplikacją liczącą spalone kalorie na rowerze i szczęśliwym amuletem.
Dzięki Kubolf

Address


Poznan