Beata Rudzińska Psychoterapia i Diet Coaching

Beata Rudzińska - psychoterapeutka Gestalt, akredytowany coach, diet coach. Chciałabym Cię zaprosić do wspólnej podróży jaką jest psychoterapia. Dlaczego? Pytaj.

Jestem psychoterapeutką Gestalt w procesie certyfikacji, akredytowanym coachem Izby Coachingu, certyfikowany i doświadczonym diet coachem (mam za sobą setki godzin przepracowanych z klientami), jestem również specjalistką d/s odżywiania, propagatorką diety wegańskiej i przyjaznego ciału i środowisku stylu życia. Otóż pracując przez lata jako coach dietetyczny i dietetyk z klientami, którzy doświad

11/08/2024

Od pierwszego sierpnia zaczęłam ponownie swój kolejny staż kliniczny na oddziale psychiatrycznym w Szpitalu Wojskowym w Krakowie.
Mam do zrealizowania 240 h pracy, których brakuje mi do uzyskania kolejnego, tym razem polskiego certyfikatu.
Jestem po siedmiu dniach pracy na oddziale i mam zatrważające obserwacje.
Przede wszystkim zszokowała mnie ilość bardzo młodych osób. Kiedy mówię „młodych” – mam na myśli osoby w wieku 19-22 lata.
Czyli młodzi dorośli.
Cztery lata temu, gdy pracowałam na tym samym oddziale (wówczas 160 h), spotkałam jedną, dwie osoby w takim wieku. Tym razem jest to 1/3 lub więcej takich młodziutkich pacjentów_tek!

To osoby m.in.: po próbach samobójczych, po samookaleczeniach, uzależnione od narkotyków.

To, co słyszę w kontakcie z nimi to lęk przed przyszłością (przed dorosłością?), pragnienie bycia usłyszanym_ną, zagubienie, brak poczucia bezpieczeństwa, poczucie bezsensu.

„Nikt mi nie wierzy” -usłyszałam od niejednej osoby.

Kim jest ten „Nikt”? To najczęściej rodzic, od której taka osoba jest zależna.
Nierzadko pacjenci_tki dostają od swoich rodziców przekaz: „Jesteś moją największą porażką, nie poradzisz sobie beze mnie.”

Te kilka dni na oddziale pokazały mi, jak bardzo nieadekwatnie działa System.
Te młode osoby trafiły na oddział dla dorosłych, bo na to wskazuje ich metryka. Co to znaczy? Ano tylko tyle, że nie ma szans, aby ich terapia objęła system rodzinny, w którym dzieją się rzeczy.

Odział zamknięty aktualnie jest przede wszystkim „odziałem ostrym” – czyli ratującym życie. W tej chwili trafiają tu głównie pacjenci z SOR, i już rzadziej ci na długie leczenie. Znaczy to mniej więcej tyle, że po około trzech tygodniach osoby, zwłaszcza te z zaburzeniami osobowości (np. diagnoza borderline) są wypisywane.
Jeśli taka osoba ma szczęście i wróci do troskliwego i spokojnego środowiska i podejmie terapię, jest szansa, że się uzdrowi. Jednakże z tego, co mówią lekarze i pielęgniarki na tym oddziale (wspaniali ludzie zresztą), te osoby szybko wracają.
O ile karetka zdąży na czas.

08/07/2024

Co Świecie chcesz mi powiedzieć? Co mi oznajmiasz, kiedy raz po raz moje plany nie wypalają? Żebym przestała planować? Żebym nie organizowała przyszłości, która jest tylko myślowym konstruktem? A może Świecie sugerujesz, że potrzeba mi treningu z elastyczności? Jakbym miała być Elastyną!?! (Elastyna – bohaterka animacji „Iniemamocni”)
Że zbyt usztywniona jestem?!? Pusty śmiech.

Droga_Drogi, nie obawiaj się, nie będę teraz narzekać. Po pierwsze jesteśmy w social mediach, a tu jak wiadomo życie jest cudowne, wszyscy są uśmiechnięci, spełnieni i tryskają entuzjazmem z powodu idealnego posiłku, figury, relacji, tego jak wychowują dzieci i jak wyśmienicie spędzają czas ze swoim połówkami. I to oczywiście bez względu na wiek. Tu szybka dygresja: co dekadę poziom zadowolenia ze swojego życia, jak pokazuje FB i instagram powinien wzrastać obowiązkowo o sto procent.
Po drugie już ponarzekałam dziś rano mojej przyjaciółce przez telefon, więc ta potrzeba została zaspokojona.
Poćwiczę elastyczność… Zostanie w narzekaniu byłoby usztywnieniem. Ha! Czy można się usztywnić myślą, żeby się nie usztywniać? Gromki śmiech.

Jak widzisz, bliżej mi do humoru i… humorzastej ironii.
Humor to całkiem fajny mechanizm obronny, który łagodzi impact trudnych przeżyć.

Humor należy do tzw. dojrzałych mechanizmów obronnych. Określenie „mechanizm obronny” należy bardziej do świata psychoanalizy niż Gestaltu. Ale co tam, lubię romansować.
Mechanizm obronne, o których mówił Freud zmniejszają odczuwanie tzw. negatywnych emocji.
Mówi się o dojrzałych i niedojrzałych mechanizmach obronnych.
Dojrzały jest humor, ale też np. sublimacja (przykład sublimacji: zamiast wyładowywać agresję na pracownikach wyładuję ją na worku treningowym)
Niedojrzałe jest np. unikanie czy tłumienie.

Nie mnie oceniać dojrzałość czy niedojrzałość mechanizmów. Bardziej jestem przy współczuciu i samowspółczuciu. Niekiedy reaguję jak reaguję, bo tak właśnie w tej chwili, w tej relacji umiem, a niekiedy w innej relacji w ogóle nie ogarniam i nie umiem.
Przykładem mogą być moje rozkminy na temat tego, jak być w kontakcie z dorosłymi już córkami. W tych relacjach czuję się często … głupia.
Krótki przykład biegunki myśli, która potrafi mnie zalać:

Dzwonić nie dzwonić? Proponować nie proponować? A może to już będzie naruszenie jej granic? A jeśli nie zadzwonię, to ona może pomyśli, że się nie interesuję? Ojej, ale kiedy myślę, jako ona mnie odbierze, to jestem narcystyczną matką????… Najgorzej!!!!

O matko z córką!!!! Palec pod budkę, kto w relacji z swoimi dziećmi czuje się, jakby w ogóle nie ogarniał? Idealnym matkom i ojcom za rady dziękujemy – ale nie.

Z humorem staram się dziś podchodzić do moich planów urlopowych, które w jedną noc rozsypały się jak Jenga.

Pierwszego lipca, zamiast w samolocie wylądowałam na SORze. Upiorny ból lewego ramienia i prawie niedowład ręki uniemożliwiły mi wyjazd do ośrodka buddyjskiego, gdzie przez prawie miesiąc miałam pracować fizycznie jako wolontariuszka i medytować.
Zamiast tego kontempluję lipcowy skwar w Krakowie i zadziwiam się objawami lata, które nie przypomina lat z dawnych czasów.

Ból już opanowany. Jak się okazało – wapnieję. A konkretnie moje ścięgna stożków rotatora ramienia. Czy wapnienie ma coś wspólnego ze (u)sztywnieniem. Z pewnością wapniakami nazywało się kiedyś tych już niemłodych.
A zatem jestem wapniaczką, której niełatwo być Elastyną, ale się staram.
I choć mam poczucie humoru, to nie zawsze jest wesoło, ale się staram. Staram się czerpać z tego, co jest i jednocześnie nie umiem nie mieć żadnych planów. Coś tam sobie małego planuję. Ale zaraz antycypuję (antycypacja – kolejny mechanizm obronny), i mówię sobie: Będzie jak będzie.

Na koniec wiersz, do którego dziś pomedytowałam.

„Dzikie gęsi”

Nie musisz być dobra.
Nie musisz iść na kolanach
sto mil przez pustynię, pokutując.
Wystarczy, jeżeli pozwolisz zwierzątku twego ciała
kochać, co pokochało.
Mów mi o twojej rozpaczy, ja opowiem moją.
A tymczasem dalej trwa świat.
Dalej słońce i przeźroczyste kamyki deszczu
suną przez krajobrazy,
nad łąki i głębokie drzewa,
nad góry i rzeki.
Znów dzikie gęsi, wysoko w czystym błękicie,
lecą z powrotem do domu.
Kimkolwiek jesteś, choćbyś była bardzo samotna,
świat ofiarowuje się twojej wyobraźni,
woła do ciebie jak dzikie gęsi, cierpko, pobudzająco,
coraz to oznajmiając, gdzie jest twoje miejsce
w rodzinie ziemskich rzeczy.

Mary Oliver
Tłumaczenie: Czesław Miłosz

23/06/2024

Kończy się właśnie kolejny rok w gabinecie, który liczę od lata do lata.
Zapewne dlatego pojawiła się we mnie subtelna potrzeba napisania czegoś tutaj, czego już dawno nie robiłam.
To był jak dotąd najtrudniejszy rok pracy w moim zawodowym doświadczeniu.
Towarzyszyłam w rozstaniach, śmiertelnych chorobach, utratach, po których niemożliwe jest wypełnienie braku; schodziłam i schodziłam w miejsca, gdzie samotność byłaby już jakością, ale nawet tego nie było. I to wszystko, gdy sama w tle miałam swoje utraty i przejmujące zakończenie, którego nie opisuje słowo rozstanie.

Przychodziłam do gabinetu ze swoją walizką pełną bólu, stawiałam ją pod ścianą i choć jej nie otwierałam, ona tam tkwiła. Wpływała swoją rzeczywistością na pole relacji, jakie miałam z klientami.
Świadomość ciężaru walizki dociskała mnie do fotela terapeutycznego i być może paradoksalnie pozwoliła mi schodzić z klientami tam, gdzie do tej pory sami obawiali się zejść.
Paradoksalnie, mój ból pokazywał mi jak być z kimś, kogo boli podobnie.

Być właśnie. Nie robić, nie działać.
Być.
I stawać się.

Miniony rok jak żaden wcześniej pokazał mi jak błahe mogą być słowa, które są interpretacjami, pomysłami na życie, instrukcjami.
I jednocześnie to, że umiałam być z moimi klientami przez cały ten miniony arcytrudny rok pokazuje mi jak cenne są treningi i szkolenia terapeutyczne (szkoła terapeutów to nie tylko 4 lata nauki, to oprócz tego regularne uczestniczenie w zawodowych spotkaniach z kolegami i superwizorami). Albowiem dzięki temu mogłam wspierać, towarzyszyć, pomieszczać i przepuszczać przez siebie czyjeś historie i emocjonalność, podpierając się przy tym wiedzą, narzędziami, eksperymentami, które płynęły z uważnej spontaniczności, a które są o pięknie spotkania w gestaltowskim rozumieniu kontaktu Ja-Ty.

Przede mną ostatni tydzień pracy przed bardzo długim urlopem. To będzie oczywiście tydzień podsumowań.

Zapomniałam dodać, że od niedawna przyjmuję w nowym miejscu.
To gabinet przy ul. Mogliskiej 50/41 w Krakowie.
Nadal oczywiście pracuję również online.

Na koniec dołączam krótką bajkę z niedużego cyklu, który piszę bez planu...

Pewnego razu była sobie Dziewczynka. Miała ogromne serce i jeszcze większe marzenia.
Serce nie mieściło się jej w chudym ciałku, dlatego nosiła je w walizce.
Marzenia uwiązała na sznurku i ciągnęła za sobą jak dzieci ciągną zabawki na kółkach.
Tyle, że marzenia kółek nie miały i z każdym rokiem robiły się coraz cięższe, bo pęczniały.
Serce też swoje ważyło.
Jednego poranka Dziewczynka obudziła się bardzo zmęczona. Postanowiła, że pójdzie drogą, która jest inna. Pośród wszystkich znanych ścieżek wybrała tę, która wiodła do lasu. Las wołał ją od dawna, ale ona bała się tam iść.
Las był czarno-zielony. Ubita ścieżka szybko urwała się w wilgotnym runie. Każdy krok był wyzwaniem. Dziewczynka zaczęła żałować swojej decyzji. Wtem poczuła zmianę w ciele. Wyprostowała się. Oto marzenia zerwały się ze sznurka. Nie poczuła braku. Jej ciało śpiewało swobodą. Chociaż, wciąż bolała ją dłoń, w której dźwigała walizkę. Nagle z ciemnej gęstwiny wyskoczył piękny lis. Dziewczynka oniemiała za zachwytu. Nigdy nie widziała takiego zwierzęcia, ale się nie przestraszyła.
„Oddaj mi, co niesiesz w walizce, a łatwiej będzie ci iść przez las”, powiedział lis.
Dziewczynka się zastanowiła. Już dawno zgubiła ścieżkę, a las zapraszał chłodnym i słodkim powietrzem. Błyskały promienie pomiędzy listowiem.
„Weźmiesz moje serce? Niosę je w walizce”, zapytała.
„Wezmę”, odpowiedział lis. „Co z nim zrobisz?”, zaciekawiała się. „Zjem.”
Dziewczynka zważyła walizkę w dłoni. Potem odstawiła ją na wilgotne runo. Spróbowała przejść kilka kroków bez ciężaru. „Co, jeśli będę chciała odzyskać swoje serce?”, próbowała dociec. „Będziesz musiała dojść do końca lasu i mnie zabić.”, spokojnie odpowiedział lis i mrugnął okiem. „Aha”. Dziewczynka jeszcze raz spojrzała na walizkę i ruszyła w głąb ciemnego lasu. Nogi niosły ją lekko.

20/01/2024

Rozmyślam o podróżowaniu. Ale nie z plecakiem i biletem w ręce tylko o tym nieustannym wymykaniu się z tu i teraz albo do przeszłości, albo do przyszłości.

Ktoś bardzo logiczny powiedziałby teraz, że zarówno przeszłość jak i przyszłość nie istnieją, że to iluzje, i miałby rację, ale to jednak nie znaczy, że podróże w tamtych kierunkach się nie odbywają.
Powiedziałabym, że to najbardziej oblegane kierunki.
Jak?
Za sprawą stelarnych mostów utkanych z uczuć.

Uczuciem, które jak statek kosmiczny transportuje ludzi do przyszłości jest lęk.
To lęk przynosi obrazy pełne obaw: „co się stanie, jak się stanie”, „boję się, jak będzie”, „a jak się wydarzy coś strasznego?”, „boję się sięgnąć po to, czego pragnę, bo wtedy może się stać to i to”, „boję się, że jak poproszę to nie dostanę”, albo: „jest tak dobrze, że zaraz na pewno coś złego się stanie”


Lęk to sprytny most, a raczej katapulta z tu i teraz. Fritz Perls powiedział, że lęk to jest to, co jest pomiędzy TERAZ a POTEM.

Innym mostem do przyszłości, który sprawia, że oddalamy się np. od bliskiej osoby z tu i teraz jest oczekiwanie. Bardziej to stan niż uczucie, który manifestuje się w ciele konkretnymi wrażeniami, np. napięciem mięśni jak przed skokiem.
Im więcej w nas oczekiwań tym dalej od tego, co jest.

Oczekiwania bywają super sprytne, bo dzięki nim bezprzesiadkowo można wylądować w przeszłości poprzez rozczarowanie lub zawód.

Jeśli chcesz zapodróżować do przeszłości, w której nieustannie czułaś się Droga Osobo rozczarowana albo zawiedziona lub słyszałaś, że jesteś jednym wielkim rozczarowaniem wystarczy mieć bardzo wysokie oczekiwania, ambitne i to zarówno względem siebie jak i wobec innych tylko po to, by tych oczekiwań nie móc zrealizować. Podróż do przeszłości, którą wydaje ci się, że dobrze znasz, i w której umiesz się poruszać, w której wybrzmiewa słowo „porażka” – jest w takiej sytuacji gwarantowana.

Innym mostem do przeszłości jest np. uczucie wstydu.
Nie rodzimy się ze wstydem. Wstyd jest relacyjny. To znaczy musi pojawić się ten Drugi, który nas zawstydzi. Kiedy to się dzieje? Wiele dzieci uczy się wstydu bardzo często podczas treningu czystości. „Tak duża, a jeszcze nosi pieluchę”
Ale uczucie wstydu może towarzyszyć nowo narodzonej osobie od poczęcia. Samo pojawienie się na tym świecie może być obarczone bolesnym wstydem. „Wstydzę się, że jestem”.


Sporo mam ostatnio w gabinecie rozkmin na tematy „podróżnicze”. Oglądam różne mosty i wraz z klientami i przechadzam się nimi. Żeby nie utknąć gruntujemy się co rusz w ciele, które zawsze jest w tu i teraz.

Nie unikam wchodzenia na te mosty, ponieważ często są jak cenne połączenia z tym, co dla klientów jest ważne i może w jakimś sensie niedokończone.
Mówiąc po gestaltowsku, tak długo przeżywać muszę np. żal jak długo mam niezałatwione sprawy (nieprzepracowane, nieuświadomione, nieuznane, niezaakceptowane, niepogodzone, niewybaczone etc…) związane z tym żalem.

W gabinecie rzecz dość oczywista zajmujemy się najczęściej tymi niewygodnymi podróżami.
Ale zdarzają się też perełki trawelerskie. To przepływy w głąb siebie, które są esencją istnienia w tu i teraz. Doświadczamy ich będąc w kontakcie z drugą osobą, kiedy opadają maski i zbroje, ale również wtedy, gdy wsłuchujemy się w głosy, ruchy, wrażenia płynące z ciała. Wtedy dzieją się cuda.

Takim cudem jest obraz, który wyłonił się mojej klientce, dzięki wspaniałomyślności której możecie go tutaj oglądać. Zanurzenie się w chwili uwalnia potencjał i rozszerza wewnętrzny kosmos, w którym osobiste podróże nabierają nowej jakości.

30/12/2023

Z okazji nadchodzącego Nowego Roku 2023 pragnę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia🥳

Niech ten czas przyniesie głęboką świadomość istnienia w tu i teraz, abyście mogli nasycać się chwilą, odkrywając w niej swoje Piękno i potencjał.

Niech Nowy Rok przyniesie Wam ucieleśnienie doświadczenia bycia przy sobie i upragnione uczucie bliskość z Drugim w oparciu o kontakt, w którym jest miejsce na zrozumienie, szacunek i akceptację.

Życzę Wam, abyście śmiało stawali się sobą!

Z serca życzę Wam również posmakowania pełni w radości, spontaniczności i kreatywności. Niech te jakości wspierają Was we współtworzeniu najlepszych z możliwych relacji z samymi sobą, z Drugim i ze światem.

Do Siego Roku!

17/12/2023

Dzień dobry,

Z radością chciałabym poinformować, że wreszcie po długim okresie czekania dotarł do mnie zawodowy certyfikat psychoterapeutyczny z European Association for Gestalt Therapy (Europejskie Towarzystwo Terapii Gestalt).

To symboliczne zwieńczenie pewnego etapu samorozwoju, w którym jestem bardzo intensywnie i z świadomego wyboru od 10 lat. To czas wielu cennych i trudnych nauk. Czas uniesień, ale i niepowodzeń, strat i migotliwych satysfakcji.

Bardzo chciałam zrobić ten certyfikat przed swoimi 50-tymi urodzinami w maju b.r., ale mi się to nie udało.

Grudzień jednak też jest pięknym miesiącem – może w perspektywie roku nawet ważniejszym, bo pełnym podsumowań i nadziei na przyszłość, dlatego jestem wdzięczna, że akurat dziś, akurat teraz ten dyplom trafił w moje ręce i mogę się tym podzielić z moimi Klientkami_tami i tymi osobami, które w życzliwy sposób śledzą moje dokonania.

To, że ten certyfikat dziś trafił do mnie, w niedzielę, też jest symboliczne. Zawód psychoterapeuty to niemal nieustanna praca. Bardzo często weekendy to czas, kiedy my psychoterapeuci albo się szkolimy na kolejnych warsztatach, albo bierzemy udział w treningach terapeutycznych albo superwizujemy swoją pracę. Dlatego nie zadziwiło mnie tak bardzo, że ktoś z EAGT dziś przysłał do mnie maila z info o certyfikacie.

Certyfikat jest potwierdzeniem zawodowych umiejętności. Poprzedzał go egzamin.
Jednocześnie im więcej mam za sobą egzaminów i szkoleń tym bardziej doceniam „nie wiem”. To „nie wiem” sprawia, że wciąż chcę poznawać drugiego człowieka i właśnie „nie wiem” sprawia, że jestem drugim człowiekiem zaciekawiona.
Paradoksalnie mogę stwierdzić, że mam certyfikat na „nie wiem”.

Przy tej okazji dziękuję z miłością mojej przyjaciółce Aleksandra Peterman-Szlaga -Centrum Rozwoju Communitas, która jest również wybitną psychoterapeutką za to, że jest przy mnie najlepiej i umie mnie dopingować. Dziękuję również mojej wspaniałej superwizorce Katarzyna Bednarska, która otoczyła mnie swoją przenikliwością i mądrą czułością.
Dzięki Wam Dziewczyny było mi łatwiej ❤️

08/10/2023

Nie tylko słowa mają znaczenie.
Znaczenie ma również ruch ciała, każdy jego najmniejszy przejaw, gest, grymas i bezruch, który wyraża się w znieruchomieniu jak zamrożenie.
Ruch ciała i jego echo (utrwalenie w postawie ciała) nie wynikają z izolacji ale z relacji z Drugim i ze światem.

To olśniewająca informacja!

W gabinecie doświadczam niezwykłej różnorodności kreatywnych przystosowań ciał do obecności Drugiego.
Są klienci, którzy zaczynają sesję od odsuwania fotela jak najdalej, są tacy, którzy fotel przysuwają.
Są tacy, którzy zamaszyście rozrzucają swoje rzeczy w gabinecie i tacy, którzy nie umieją wybrać miejsca dla siebie. Jedni klienci, gdy dzwonią ledwie muskają palcem przycisk domofonu, tak że chwila nieuwagi i mogłabym ich nie usłyszeć i tacy, którzy dzwonią bardzo długo i głośno.

Już na progu do gabinetu rozpoczyna się fascynujący taniec spotkania dwóch osób. Za każdą osobą inaczej. Ogromnie mnie to zaciekawia i porusza.

Podrzucam Wam piękny rozdział z książki wspaniałej nauczycieli Gestaltu - Ruelli Frank, który właśnie opublikowała BibliotekaGestalt.pl
Ruella Frank jak mało kto umie dostrzec bogactwo relacyjności w ruchu ciał.

Już wkrótce cały - piękny! - rozdział w Bibliotece. Książka Ruelli Frank Body of Awareness A Somatic and Developmental Approach to Psychotherapy zostanie wydana przez Oficyna Związek Otwarty / OZO

-----
"SIĘGANIE I BYCIE DOSIĘGNIĘTYM/Ą

Poprzez rytm życia, ludzkie doświadczenie odnosi się do spotykania i bycia spotykanym, wpływania i poddawania się wpływowi, sięgania i bycia dosięganym/ą. Łącząc to wszystko, jednostka staje się częścią większego doświadczenia płynącego do i z większym polem. Z ja wyłania się my. Cykl dopełnia się poprzez oddzielenie się od tego, co większe i ponowne różnicowanie. Z my wyłania się ja. Sięgając, urzeczywistniamy nasze self.
Sięganie jest działaniem całego ciała. Narządy sensomotoryczne - usta, oczy, uszy i kończyny - mierzą odległość do tego, co jest ich celem. Jak daleko jest to, za czym tęsknię? Jak blisko jest to, co mnie przeraża? Czasami odległość wydaje się ogromna, jakby spotkanie było po prostu niemożliwe. Innym razem dystans zmniejsza się, co sprawia, że można poczuć drugą osobę. Subiektywny, relacyjny i postrzegany, doświadczany dystans może się delikatnie rozszerzać, gwałtownie kurczyć, może lekko otulać lub ostro tłamsić.
Zarówno dla terapeuty, jak i klienta, obserwacja i doświadczanie wzorców sięgania to istotna metoda eksploracji pola relacyjnego. Budując relację klienci zwracają się w stronę terapeuty, uważnie mierząc odległość między sobą a nim. W akcie sięgania klienci odkrywają, w jakim stopniu w danym momencie chcą włączyć drugą osobę w swoje doświadczenie.
Terapeuci również mierzą odległość między sobą a klientem i odpowiednio dostosowują swoje twórcze działania. Są wrażliwi na różne sposoby, w jakie ich klienci sięgają w ich kierunku w nadziei na nawiązanie bliskości. Zauważają również, kiedy klienci z niepokojem odsuwają się w obawie, że bycie blisko innej osoby oznacza w jakiś sposób utratę siebie.
Podczas sesji psychoterapeutycznej wszystkie ruchy mają znaczenie zarówno dla terapeuty, jak i klienta. A znaczenie to zawsze wynika z kontekstu, w którym ten ruch się pojawia - z pola klient/terapeuta. Głęboka świadomość funkcji sięgania po stronie terapeuty i klienta dostraja oboje do trwającej relacji, która buduje się podczas sesji. Terapeuta zwraca uwagę klienta na jego lub jej wzorzec ruchowy i oboje stają się świadomi istotnych wskazówek psychodynamicznych, które organizują i wyłaniają się w ramach diady relacyjnej.
Kiedy terapeuta zaprasza klienta do odtworzenia, wyolbrzymienia lub spróbowania przeciwnego wzorca, świadomość wzrasta. Klient ma niewiele czasu na przemyślenie swoich działań, co osłabia jego czujną kontrolę swojego zachowania. Wyłaniający się spontaniczny materiał może być zaskoczeniem dla samego klienta, który tłumił go tak głęboko, że był tajemnicą nawet dla niego samego.
W zdrowej sytuacji, kiedy obiekt zainteresowania jest postrzegany jako bezpieczny, zapraszający i będący w zasięgu, wzorzec ruchu wyłania się jako nieskrępowany i płynny, a ruchy są wyraźne i skierowane w stronę drugiej osoby. Osoba otwiera swoje ciało, zwiększa swoją receptywność i wyciąga rękę w kierunku drugiej osoby z poczuciem pewności. W procesie sięgania czuje swoje oczy, usta, ramiona, dłonie jako będące integralną częścią jej samej. Gdy wyczuwa swoje ciało, wszystko, co chwyta, staje się częścią jej doświadczenia. Uwzględnienie drugiej osoby zachęca ją do przynależności do świata.
Kiedy obiekt zainteresowania jest postrzegany jako niechciany i niezapraszający, zdrowa osoba odsuwa się z podobnym przekonaniem i jasnością. Nie chce stać się częścią drugiej osoby. Spontanicznie zamyka swoje ciało i odsłania znacznie mniej siebie. Jej receptywność zmniejsza się, deklaruje, że "inny" nie należy do jej doświadczenia. Jest wykluczony.
Jednak w dysfunkcji osoba ani nie sięga całkowicie ku drugiemu, ani nie odsuwa się z poczuciem pewności. Sięgnięcie staje się rutynowym "utknięciem pośrodku", a wzorzec hamuje, zakłóca lub wskazuje na pozycję ciągłego, nierozwiązanego kompromisu. Ciało traci elastyczność i nie jest w pełni wyczuwalne. Dla osoby, która tęskni za bliskością i jest nią przerażona, druga osoba często wydaje się przerażająca, być może zbyt bliska, by zapewnić komfort. Z tego sprzecznego doświadczenia wyłania się ambiwalentny wzorzec gestów: na przykład ramiona mogą wyciągać się w kierunku drugiej osoby, a jednocześnie mocno przylegać do boków ciała; palce zwijają się do wewnątrz na końcach; górna część tułowia i szyja kurczą się i cofają; głowa jest skierowana w dół, co sprawia, że oczy patrzą w górę. Z drugiej strony, gdy bliskość jest doświadczana jako uporczywie poza zasięgiem, możemy mieć do czynienia z zupełnie innym wzorcem gestów: na przykład usta mogą się szeroko otwierać, ramiona rozkładają się na zewnątrz blokując się w łokciach, palce rozciągają się z takim naciskiem, że wydają się wyginać do tyłu, głowa i górna część tułowia naciskają do przodu, a oczy wpatrują się nieruchomo, bez połączenia z drugą osobą.
W powyższych przykładach takie zakłócenia w podstawowych systemach wsparcia odzwierciedlają unikalne style, za pomocą których każda osoba dostosowała się do swojego wcześniejszego środowiska. Chociaż te stałe wzorce były kiedyś tymczasowymi i twórczymi dostosowaniami w trudnym, wcześniejszym polu, od tego czasu stały się powtarzalne, a zatem przeszkadzają w zdrowym doświadczaniu.
Niniejszy rozdział koncentruje się na formowaniu się wzorców sięgania u niemowląt i dzieci - w czym pośredniczą usta, oczy i kończyny - oraz na związku tych wczesnych struktur z doświadczeniem dorosłych. Tak jak wzorce sięgania świadczą o zdolności do spontanicznych dostosowań w pierwotnej diadzie, tak samo świadczą one o zdolności do podobnej spontaniczności w relacji klient/terapeuta. Kiedy terapeuci rozpoznają, w jaki sposób wzorce sięgania wyłaniają się i stają się częścią repertuaru ruchowego niemowlęcia, dysponują szerokim zapleczem, które pozwala im obserwować i rozumieć swoich dorosłych klientów.
Gdy taka wszechstronna, fenomenologiczna diagnoza jest gotowa, można przystąpić do przeprowadzania eksperymentów somatycznych i rozwojowych, mających na celu zwiększenie świadomości w zakresie brakującego wsparcia sensoryczno-motorycznego. W ten sposób coraz więcej zasobów klienta jest angażowanych do jego relacyjności".

27/08/2023

Dziś o czasie.
Czym jest?
Mogę zacytować Św. Augustyna: „Czymże więc jest czas? Jeśli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeśli pytającemu usiłuję wytłumaczyć, nie wiem.” (rozdz. XI „Wyznania”).
Zrobiło się jaśniej? Niekoniecznie:)

Mamy dość posesywne podejście do czasu. Zwłaszcza tu, w naszej części świata z poważnymi minami, które sugerują priorytetowość rzeczy, którym się zajmujemy mówimy bardzo często: „Nie mam czasu.” Albo: „Mam czas.” – rzadko.

Wyznanie: „Mam czas” jest tak ekstrawaganckie w naszej kulturze jak powiedzenie: „Mam pieniądze.” I zresztą w nasz społeczny porządek mocno wpisało się powiedzenie: „Czas to pieniądz”, co oczywiście sugeruje cenność czasu.
A zatem czas ma swoją cenę.

„Nie mam czasu” – jest natomiast powszechnie zrozumiałym argumentem, z którym się nie dyskutuje. „Jestem poważnym, zapracowanym, zajętym człowiekiem – nie mam czasu.”
To w sumie coś wspaniałego i godnego szacunku, to „Nie mam czasu”
W przeciwieństwie do słów: „Nie mam pieniędzy”. To często wzbudza zawstydzenie.

Wielokrotnie zatrzymuję się przy tym zdaniu; „Nie mam czasu”
Na co? Do czego?
Najczęściej na przyjemność, zadbanie o siebie, na wypoczynek, relaks, hobby etc. Ale też dla Bliskich.

Jeśli nie mam czasu, to nie zajmuję się niczym, co nie ma rangi obowiązku.
Obowiązek i odpowiedzialność, a co za tym idzie: trud, wysiłek, zmęczenie – budzą uznanie i skutecznie budują nasz porządek społeczny, w którym nie ma czasu na rzeczy, które generują inne emocje i doznania, „im więcej porządku publicznego tym większa produktywność, a im więcej dobrobytu, tym mniejsza motywacja do niszczenia porządku publicznego.” (Perls, Hefferline, Goodman)

„Czas ulega uspołecznieniu. W tym momencie zaczyna się panowanie zegara. Zegar to nic innego jak pewna instytucja społeczna. (…) W epoce maszyn zegar staje się dominującym narzędziem. (…) Uspołeczniony czas jest także czasem zagospodarowanym. Czasem się handluje.” (R. Safranski)

Czy można przehandlować swój czas?
Słowo „przehandlować” ma w moich uszach negatywny wydźwięk. „Przehandlować” to: opchnąć, wypchnąć, wyzbyć się, rozprzedać.

Kiedy zastanawiam się nad tym, co można, czego nie można wybiegam w myślach w iluzoryczną przyszłość. Generalnie mamy tendencję do linearnego patrzenia na czas. Jakby czas biegał po sznurku.
Jednocześnie nie podróżuję w czasie, czego dowodem jest moje żywe ciało zakotwiczone zawsze w TERAZ. Oddech jest zawsze w teraz.
Jaki czas jest teraz tu, gdzie jestem, w czym jestem, jaka jestem i co robię teraz?

Jestem w salonie. Siedzę na kanapie z wyprostowanymi nogami. Pomieszczenie jest pełne przedmiotów, nad którymi się teraz nie zatrzymuję. Zabrałby mnie w sentymentalne podróże. Kotwiczę się na nowo doznaniami w ciele. Jestem w sobie. Czuję miękkość rozluźnionego ciała. Uszami łapię szmer klimatyzatora. Zdaję sobie sprawę z nagłych kropelek potu, które roszą czoło. Patrzę w ekran i stukam w klawiaturę. Bawię się szukaniem doznań w ciele, które nagle stają się odkryciami: boli przeprostowane kolano, mrugam oczami, palce u stóp głaszczą się bezwiednie, czuję gładkość wykremowanej skóry, moje usta układają się w lekki ciup, sfruwa nagła myśl jak teraz wyglądam, ale tego nie sprawdzam, zamiast tego podejmuję decyzję, żeby się podrapać, komar, podnoszę głowę, chrupie mi w karku… przegapiłam moment zesztywnienia… Odrywam się od pisania i uzmysławiam sobie, że to intencjonalne sprawdzanie gdzie jestem teraz i co robię teraz przyjemnie mnie naenergetyzowało.

Lubię antyczne pojmowanie czasu.
Według Greków wyróżniamy czas subiektywny – Kairos, czas cykliczny, zegarowy – Chronos – i czas poza zasięgiem rozumienia, wieczność – Aion

Szczególnie inspirujące jest pojęcie Kairos.
Kairos to inaczej „ten właściwy czas”. To jest ten decydujący moment, który „zmienia wszystko”. Co ciekawe może być jak mgnienie oka. To ten moment, który jest chwilą doskonałą.
Tą może być błysk przebudzenia, który objawi się intuicyjnym wglądem, którego w żaden racjonalny sposób nie wytłumaczysz, okamgnienie, gdy mówisz: Dość! To może być ułamek sekundy, gdy wreszcie poczułaś się widziana, gdy wreszcie zostałeś usłyszany. To może być też ta mała chwileczka pomiędzy spojrzeniami, gdy rozwinęliście nić porozumienia. To może być wszystko to, co wreszcie pozwala ci na uczucie ulgi i lekkość po wypuszczeniu długiego oddechu wraz z ciężarem frustracji i niezadowolenia.

Kairos – czas subiektywny, to czas, w którym odkrywasz czemu lub komu chcesz dawać swój czas; kiedy się konfrontujesz z tym co czyni z tobą zegar, który nakręcasz i kiedy być może orientujesz się, że z tobą czy bez ciebie jest i tak czas a może bezczas.

A dlaczego o tym wszystkim napisałam? W minionym tygodniu wiele razy usłyszałam od różnych osób: „Nie mam czasu”.
I wiem na pewno, że im bardziej osoba mówi, że nie ma czasu, żeby zadbać o swoje potrzeby, im bardziej odcina się od siebie, tym bardziej nie ma czasu, żeby zwlekała z daniem czasu sobie.
Kiedy jak nie teraz?

Photos from Beata Rudzińska Psychoterapia i Diet Coaching's post 27/07/2023

Myślę w tej chwili o drobnych przyjemnościach. Do takich zaliczam wcieranie w nadgarstki aromatycznego olejku o zapachu dzikiej, irlandzkiej łąki.
Na chwilę przymykam oczy. Nos łapie woń ziół i kwiatów. Czuję obecność Airmid, celtyckiej bogini z Irlandii, która wg mitologii jako jedyna poznała tajemnicę wszystkich ziół świata. Rośliny wyrosły z jej łez, gdy szlochała nad grobem brata zamordowanego przez zazdrosnego ojca. Airmid była uzdrowicielką i wiedźmą.
Jej postać przynosi mi myśl o łzach. Bywają uzdrawiające. Nietłumione przynoszą ulgę.
Są wyrazem nie tylko smutku. Czasem też bezradności, cierpienia i wielu innych emocji.

Wczoraj zaszkliły mi się oczy, gdy przeczytałam o śmierci Sinéad O'Connor ¬– innej irlandzkiej bogini o łagodnym, ale lwim sercu i absolutnie anielskim głosie. Ta artystka i aktywistka, która w pewien sposób została wykluczona ze sceny muzycznej i nigdy nie została przeproszona, za to, że miała rację (mówię o jej głośnym sprzeciwie wobec molestowania dzieci w kościele), ogromnie wpłynęła na mnie w czasach nastoletnich. Niestety ludzie nazywali ją wariatką i nie wybaczyli jej, że się postarzała i nie wyglądała jak na teledysku „Nothing compares 2U”.

Myślę o tym, jak trudno być tutaj na tym jedynym ze światów, jaki mamy ze swoją wrażliwością, autentycznością i odrębnością. Myślę o tym, jak łatwo zginąć i utracić siebie w miejscu, gdzie o twoim być albo nie być decyduje zagarniający jak lawina głos większości.

Myślę też o przebodźcowaniu i Irlandii.

Miniony czas dla mnie to cenne dni spędzone z przyjaciółką na irlandzkim szlaku The Di**le Way (180 km pieszego szlaku na Półwyspie Di**le). Ola Aleksandra Peterman-Szlaga -Centrum Rozwoju Communitas, która była w tym roku organizatorką naszej wyprawy, i z którą wędruje mi się najlepiej jest idealną kompanką do rozmowy, ale i do ciszy.

Nasze rozkminy dotyczyły m.in. przytłoczenia szumem tego, co daje miejska cywilizacja: nadmiar bodźców, nadmiar zadań do wykonania, obowiązków, odpowiedzialności, zmęczenia, hałasu, nieregularności etc…, ale też i wysiłku.

Rozmawiałyśmy m.in. o tym, czym jest wysiłek i jaki warto podejmować.
Z pewnością 7 dni codziennego marszu było konkretnym wysiłkiem. Lecz był to trud, który paradoksalnie pomógł nam się zregenerować. Co się do tego przyczyniło? Rytm i powtarzalność raptem kilku czynności, na których skupiałyśmy się w ciągu dnia. Były to: śniadanie, organizowanie posiłku na całodzienny marsz (niekiedy przemarsz wraz z postojami z punktu A do B trwał 9 godzin), sprawdzanie raz na czas mapy, dojście do miejsca noclegu, organizacja kolacji, kąpiel, sen. I tak przez 7 dni.
Droga, którą przeszłyśmy była warta absolutnie każdej kropli potu i zmęczenia w ciele, które poczułyśmy.

Co nie jest warte wysiłku? Wszystko to, co nie przynosi w nas uczucia zgodności i spójności, co przysłania nas i drugiego człowieka, co raczej zamyka niż otwiera na Drugiego.

Półwysep Di**le zachwycił nas zielenią, prostotą, szczodrością ludzi, przyjemnie zrelaksowanymi zwierzętami (nigdy nie widziałyśmy tylu swobodnie biegających krów czy koni) i oczywiście fantastycznymi krajobrazami. Wędrowałyśmy przez łąki, plaże, góry, lasy. Wdeptywałyśmy w wielkie kamienie żal, rozczarowanie i oczekiwania wobec siebie i innych. Śpiewałyśmy zmęczonym ciałami intencje o odpuszczeniu i uzdrawiającym zatrzymywaniu się.

Towarzyszyła nam Airmid.
Ale też i druidy, które spotkałyśmy w drodze z Dunquin do starej przystani The Old Pier przy skalistym i dzikim wybrzeżu Ballydavid. Dwa z druidów w formie mini trafiły do naszych plecaków:)
Ważne były też kamienie i kryształy. Tych drugich szukałyśmy na trochę posępnej plaży Feahanagh (co czyta się trochę jak ‘Fiona’), ale ostatecznie pozwoliły się znaleźć przy zejściu z rozległej i ozdobionej licznymi pierzastymi chmurkami Mount Brandon.

Schodzenie z tej góry przyniosło mi osobiste wzruszenia. Przez długą część marszu towarzyszył nam radosny Golden retriver, który pilnował rozpierzchniętych owiec.
Kilka lat temu umarła Kudełka, goldenka, która żyła w mojej rodzinie przez 14 lat. Jakoś wtedy podczas marszu poczułam jej obecność w spojrzeniu tego radosnego psa. Co więcej, chwilę po tym, jak zwierzę nas zostawiło zobaczyłyśmy skromny, ale bardzo widoczny pomnik, który był właściwie wielkim głazem z pamiątkową tablicą o polskim dywizjonie 304. Samolot wraz z 6 członkami załogi rozbił się właśnie tutaj w 1943 r. Naturalnie przyszło do mnie wtedy załzawione wzruszenie, które równie naturalnie i lekko, ale i z szacunkiem potem odpłynęło. Tak mam, gdy pozwalam siebie na swobodny przepływ tego, co czuję, a najlepiej mi to wychodzi, gdy nie jestem pospinana i ogłuszona i ogłupiała od bodźców.
Potem znalazłam na drodze kryształ. Esencja wzruszenia?

Kamienie. Ile one pamiętają?! Jak długo już tu są? Kto po nich chodził, kto ich dotykał, tak jak to dziecko, które wymalowało na płaskim otoczaku uroczy obrazek? Kto badał ciepłą dłonią ich kształty, kto nimi rzucał…? Gdy próbuję sobie to wyobrazić to aż kręci mi się w głowie.

Mój urlop już się kończy. Cieszę się, że mam tuż pod powiekami irlandzką łąkę i morskie skały jak śpiące wieloryby. Cieszę się też na możliwy powrót, ale również doceniam to, że umiem odpoczywać i dzięki temu jestem gotowa do pracy, która jest dla mnie również cennym wysiłkiem.

Chcesz aby twoja firma była na górze listy Firmy Zdrowia I Urody w Kraków?
Kliknij tutaj, aby odebrać Sponsorowane Ogłoszenie.

Telefon

Adres


Ulica Św. Tomasza 35/4
Kraków
31-027

Inne Witryna poświęcona zdrowiu i dobremu samopoczuciu w Kraków (pokaż wszystkie)
Bartek Szymocha - Trener Bartek Szymocha - Trener
Rakowicka 10B
Kraków, 31-511

"Wróć do tego co kochasz robić i pozostań sprawny i sily" Pomagam innym ćwiczyć bez kontuzji 💪

OM THAI Studio OM THAI Studio
Borowego 22/1d
Kraków, 30-215

Studio Masażu Tajskiego i Terapii Naturalnych

Empatycy Empatycy
Kraków

Jesteśmy tu po to by integrować w imię kultury i sztuki wobec wykluczeniu.

Centrum PLMED Centrum PLMED
Aleja Zygmunta Krasińskiego 9/4
Kraków, 31-111

www.plmed.com.pl

Karwińska Natalia Karwińska Natalia
Krochmalniki 3
Kraków

- wspieram w zmianie i motywuję do działania; - coaching i mentoring

AgataMasuje AgataMasuje
Prusa 30/1
Kraków, 33-332

masaż tajski, powięziowy relaksacyjny, access bars, refleksologia, konchowanie uszu, bańki ogniowe

Maciek Masuje Maciek Masuje
Kraków

Refleksoterapia połączona z relaksacyjnym masażem tajskim i balijskim. Całość na gorących olejach.

brillen.pl salon optyczny Kraków brillen.pl salon optyczny Kraków
Jana Kochanowskiego 23
Kraków, 33-332

Brillen.pl oferuje najwyższej jakości, okulary jednoogniskowe i progresywne w najniższych cenach.

Joga-Joanna Jucha Joga-Joanna Jucha
Kraków

Joga, którą praktykuję, pozwoli Ci poznać możliwości swojego ciała i obdarzyć je zaufaniem.

Zdrowa od nowa Zdrowa od nowa
Kraków, 30-383

Kolorowy świat nutraceutyków i ich prozdrowotnych - odżywczych i leczniczych - właściwości.

Przepływ Art - body, mind, wellbeing Przepływ Art - body, mind, wellbeing
Ulica Pawlikowskiego 7/6
Kraków, 31-127

Terapeutyczna praca z ciałem, psychoedukacja, TRE, Brainspotting, joga Nidra. Sesje, grupy, warsztaty

Eco	restart Eco restart
Замковая площадь улица
Kraków, 30-003

ecorestart